poniedziałek, 16 stycznia 2017

Tam gdzie zmagali się poprzednicy Bolta i Kusocińskiego czyli wizyta w antycznej Olimpii cz.III




Chmury gnają po niebie niczym żaglowce po szarym morzu. Ciepły, ale bardzo silny wiatr szarpie otaczającymi Olimpię drzewami i przy okazji naszymi włosami. Pogoda raczej nie sprzyja plażowaniu i pewnie dlatego większość wypoczywających na zachodnim wybrzeżu Półwyspu Peloponeskiego rodaków zjechała na tereny dawnego Altisu. Takie mamy w każdym razie wrażenie, bo polską mowę słychać z lewa i z prawa. Zażywny pan w popielatych krótkich spodniach i kłapiących, brązowych sandałach informuje elegancką panią – pewnie żonę – że to tutaj zapalany jest znicz olimpijski. Stoimy na środku dawnej palestry, czyli w miejscu treningu antycznych bokserów i zapaśników, więc nikt tu raczej w dawnych, ani w nowożytnych czasach nic nie zapalał. Żona pana w krótkich gatkach też wyraża wątpliwości, czy to miejsce z piękną, podwójną kolumnada wokoło jest właśnie tym od olimpijskiego znicza, ale jej towarzysz –niezadowolony z poddawania w wątpliwość jego wiedzy na temat, bądź co bądź związany ze sportem – stwierdza, że tu czy nie tu, ale na pewno gdzieś niedaleko. W pierwszym odruchu chcę wskazać rodaczce świątynię Hery, przed którą współcześni Grecy skupiają promienie słoneczne, by zapalić olimpijską pochodnię, ale Andrzej stwierdza, że nie należy podważać mężowskiego autorytetu. Coś w tym jest. Odpuszczam. W kierunku pierwszej, wybudowanej w świętym, olimpijskim gaju świątyni idziemy sami.
Tu był podobno grób mitycznego Pelopsa - syna Tantala, władcy Pizy i całego półwyspu od jego imienia nazwanego Peloponeskim (nazwa półwyspu znaczy wyspa Pelopsa). Jedna z legend o początkach igrzysk w Olimpii mówi, że to właśnie Pelops je zapoczątkował. 

Makieta Olimpii. Ten duży jasny budynek to świątynia Zeusa, u góry w lewym roku świątynia Hery, a obok półkolisty nimfajon.
Szeroka, wysypana jasnobeżowym żwirkiem alejka wiedzie na wschód. Z prawej strony, pomiędzy drzewami oliwek widać w oddali to co pozostało ze świątyni Zeusa. Bliżej, na terenie przypominającym kiepskiej jakości parkowy trawnik leżą częściowo zapadnięte w ziemię, czworokątne głazy i pojedyncze kręgi kolumn, pokruszone elementy starożytnych budowli, zwietrzałe, porośnięte mchem, przypominające, że kilka tysięcy lat temu stały tu wspaniałe, zadbane budowle. Nikt na nie nie zwraca specjalnej uwagi, ale my zatrzymujemy się próbując wyobrazić sobie jak to kiedyś wyglądało. Nie jest to proste. Współczesnym ludziom - nam też -  trudno uwierzyć, że tak dawno, bez zdobyczy dzisiejszej techniki projektowano, konstruowano i wykonywano podobne wspaniałości. Jak to robili? Jak wtaszczali kamień na kamień, kilka ton na kilka ton? I gdzie dzisiaj byłaby ludzkość gdyby w pewnym momencie nie zaprzepaściła tego co osiągnęli starożytni?
Może jednak lepiej, że tam nie jesteśmy.

Świątynia Hery. Kolumny mają różną średnicę.

Plan świątyni Hery
źródło:Wikipedia
Świątynia bogini Hery, zazdrosnej (miała kobieta powody) żony Zeusa, nawet teraz, gdy lata świetności ma dawno za sobą, wygląda imponująco. A przecież jest to nie tylko najstarsza świątynia na terenie Olimpii, ale również jedna z najstarszych doryckich świątyń w Grecji. Jej pierwszą wersję - używając dzisiejszych określeń - oddano do użytku sześć wieków przed Chrystusem. Badacze podejrzewają, że była wówczas poświęcona Zeusowi. Po zbudowaniu odpowiedniejszego gmachu dla władcy bogów przybytek ufundowany przez mieszkańców Skillous przekazano jego połowicy.
Wejście do świątyni Hery od strony zachodniej.

Wejście od stronu wschodniej.
Świątynia jest długa i stosunkowo wąska (około pięćdziesiąt na dziewiętnaście metrów), ale tak wtedy budowano. Nie była też od razu kamienna. Kolumny i belkowanie dachu zrobiono z dębowego drewna. W miarę jednak upływu lat i gnicia kolumn wymieniano je na kamienne. Taką teorię wysnuli archeolodzy ponieważ zachowane kolumny nie są jednakowe. Jest też inna teoria, która sugeruje, że wszystkie kolumny wymieniono w tym samym czasie, tylko wykonanie każdej zlecił inny fundator. Grecki geograf Pauzaniasz, piszący w II wieku naszej ery, podczas zwiedzania Olimpii, widział jeszcze stojącą jedną, drewnianą kolumnę. Tak w każdym razie napisał, a my mu wierzymy, bo komuś trzeba.

Widok świątyni Hery od strony stadionu. Z przodu ołtarz Hery, przed którym zapalany jest ogień olimpijski.

Głowa posągu uważanego za posąg Hery. Znajduje się w muzeum w Olimpii.
źródło: Wikipedia
W Herajonie (tak nazywana jest świątynia Hery) stał oczywiście posąg królowej bogów. Były tam również przechowywane: brązowy dysk z wyrytym tekstem „olimpijskiego przymierza”, zrobiony przez Colotesa ze złota i kości słoniowej rzeźbiony stół na którym układano wieńce laurowe i cedrowa skrzynia, w której królowa Koryntu ukryła przed mężem syna (długo by pisać dlaczego). Archeolodzy oczywiście żadnej z tych rzeczy nie znaleźli, ale widział je podobno wspominany geograf Pauzaniasz. Znaleziono natomiast bajecznie piękną rzeźbę przedstawiająca Hermesa z małym Dionizosem dłuta Praksytelesa. Stoi ona dzisiaj dumnie w olimpijskim Muzeum Archeologicznym, o czym pisaliśmy w jednym z poprzednich postów.

Za Andrzejem ołtarz Hery, a dalej świątynia tej bogini.
Ogień olimpijski, który współcześnie płonie podczas trwania igrzysk zapalany jest przed świątynią Hery. Stoimy więc przed dawnym wejściem do tego przybytku i kręcimy się wokół własnej osi jak bąki. Przed, to znaczy konkretnie gdzie? Metr w prawo, czy metr w lewo. Czy jest jakieś specjalne miejsce, czy gdzie Bóg (albo bogini) da? Nie tylko my mamy podobny dylemat. Kolejna grupka rodaków głośno wymienia opinie na ten temat. Lubimy wiedzieć, więc pytamy sympatycznej pracownicy olimpijskiego muzeum, która przechadza się po okolicy i pilnuje, by ktoś nie podprowadził jakiegoś zabytkowego głazu. Języka za przewodnika jak mawiała moja babcia i już wiemy: pochodnia zapalana jest nie tyle przed świątynią, co przed ołtarzem Hery, czyli niepozornym prostokątem z kamieni ogrodzonych sznurkiem. Stajemy w tym miejscu i nie wiedzieć czemu jesteśmy z siebie bardzo zadowoleni.  
 
Ołtarz Hery, za nim nimfajon.
Zapalanie ognia olimpijskiego przez skupienie promieni słonecznych.
źródło: Wikipedia
Jeszcze chwilkę kręcimy się w miejscu, pstrykamy zdjęcia nimfajonu, budowli znajdującej się po lewej stronie świątyni Hery. Może tego nie widać, ale nimfajon to rodzaj fontanny, przy której czczono wodne boginie. Tutejszą ufundował w 160 roku naszej ery Herod Attyk - urodzony w Maratonie grecki retor i rzymski mąż stanu. Taki zbiornik był prawdziwym błogosławieństwem dla sanktuarium w Olimpii. Przybywały tu tysiące ludzi, woda więc była w cenie. Do miejscowego nimfajonu sprowadzano ją akweduktem ze źródła oddalonego aż o cztery kilometry. Niewiele zostało ze starożytnej fontanny. Nie ma dwukondygnacyjnej absydy z niszami wypełnionymi posągami, ale zachowała się marmurowa rzeźba byka. Można ją zobaczyć w muzeum.
 
Herod Attyk
źródło: Wikipedia

Resztki nimfajonu

Dawny nimfajon
Byk z nimfajonu.
Deszcz siąpi coraz bardziej, wiatr wieje coraz silniej. Aparaty fotograficzne chowamy pod kurtki i idziemy na stadion. To ulubione miejsce Andrzeja. Na wszystkich terenach archeologicznych, które odwiedzaliśmy właśnie tam kierował pierwsze kroki. Ten stadion jest jednak wyjątkowy, bo prawdziwie olimpijski. Nie tylko z nazwy.

Wejściowy portyk na stadion

Starożytne igrzyska w Olimpii były igrzyskami panhelleńskimi to znaczy – jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – ogólnogreckimi. Podobne sportowo-religijne spotkania odbywała się także w innych miastach, ale imprezy dostępne dla wszystkich Greków były tylko cztery: igrzyska w Delfach, igrzyska w Istmii koło Koryntu, igrzyska w Nemei i oczywiście te najważniejsze, w Olimpii co cztery lata.
Pierwsze udokumentowane zawody odbyły się w 776 roku przed naszą erą, ale sport współistniał z religią już wcześniej. Początkowo konkurowano tylko w jednej dziedzinie, konkretnie w biegu na długość stadionu. W miarę upływu czasu i wzrastania popularności olimpijskich zawodów sportowych bieg przedłużano, dodawano też nowe dyscypliny. Były więc wyścigi konne i wyścigi rydwanów, rzut dyskiem i oszczepem, skok w dal, zapasy i boks i tak zwany pankration czyli brutalna wolnoamerykanka. Zmieniały się też nagrody. Początkowe laurowe wieńce stopniowy zaczęły dopełniać pieniądze. Religia religią, zeusowa chwała zeusową chwałą, ale ludzie są tylko ludźmi, bez względu na to w jakich czasach żyją.  Sport się więc komercjalizował, zwycięscy stawali się ówczesnymi celebrytami i czerpali ze swojej ciężkiej pracy korzyści materialne. Zupełnie jak dzisiaj. Jak widać człowiek się tak bardzo nie zmienia.

Boks

Zapasy
Kobiety nie mogły – pod groźbą kary śmierci – uczestniczyć w męskich igrzyskach, ani w roli zawodniczek, ani w roli stadionowych widzów. Miały jednak w Olimpii (w innym czasie) swoje heraia, czyli zawody sportowe dla pań, a portrety zwyciężczyń były umieszczane na kolumnach świątyni Hery. Faceci brali udział w zawodach nago. Wyjątek stanowili uczestnicy wyścigów rydwanów i hoplites czyli biegu w pełnym uzbrojeniu. Reszta zmagała się jak ich Pan Bóg stworzył. Miało to swoje zalety. Nikt nic w szatach nie ukrywał no i można było podziwiać piękno wysportowanego, męskiego ciała. Damskie piękno nie było w cenie, panie biegały w ciuszkach.
Stadion w Olimpii
Miesiąc przed igrzyskami w Grecji ogłaszano „święty pokój”. Niezupełnie dla idei. Raczej po to by sportowcy i widzowie mogli bezpiecznie dotrzeć na właściwe miejsce. Zawodnicy przygotowywali się do rywalizacji całe miesiące, a ostatnie cztery tygodnie trenowali w samej Olimpii. Fuchy nikt nie odstawiał. Sprawa była poważna, a wygrana na tyle istotna, że na szali stawiano czasami życie. I czasami je z wysiłku lub ran tracono.

Wejście na stadion w Olimpii
Długi, ponad trzydziestometrowy portyk prowadzi na stadion. Wchodzę, Andrzej właściwie wbiega rozbryzgując nogami deszczową wodę, która zebrała się w kałużach. Młode małżeństwo usiłuje niebieską parasolką osłonić od deszczu małego szkraba śpiącego w wózku. Nie jest to łatwe, bo mocno wieje. Mijamy ich i jesteśmy na stadionie olimpijskim. Prawdziwym. Najprawdziwszym na świecie. Bardziej olimpijskiego nie ma.

Stadion w Olimpii i dawne bloki startowe. Na trawiastym, prawym boku widać platformę dla sądziów, z lewej pozostałość ołtarza Demeter.

Linia startowa
źródło: Wikipedia
Nie jest to wprawdzie budowla podobna do dzisiejszych stadionowych cudów architektury, ale robi wrażenie. Ma ponad dwieście metrów długości i prawie trzydzieści pięć szerokości. Mieściło się tu kiedyś czterdzieści pięć tysięcy widzów. Nie był to pierwszy w tej okolicy  obiekt sportowy. Stadion na którym stoimy powstał dopiero w piątym wieku przed naszą erą. Jako trzeci z kolei, unowocześniony i dostosowany do wymagać coraz liczniejszej rzeszy zawodników i widzów.

Ołtarz Demeter
źródło: Wikipedia

Platforma dla sędziów
źródło: Wikipedia
Andrzej jest już na linii startu. Za chwilę przyklęknie szykując się do biegu… ale nie, zbierająca się w zagłębieniach bieżni deszczówka widocznie go powstrzymuje. Świetnie zachowane starożytne bloki startowe pozostają puste. W oddali, z prawej strony widać podium dla sędziów, z lewej to co zostało z ołtarza Demeter. Pewnie gdzieś tam siadała kapłanka tej bogini, jedyna kobieta mogąca oglądać zawody. Tutejsza bieżnia ma długość sześciuset stóp olimpijskich to znaczy sto dziewięćdziesiąt dwa metry i dwadzieścia siedem centymetrów. Ostatnie zawody – było to pchnięcie kulą – rozegrano to…uwaga…w 2005 roku, podczas igrzysk olimpijskich w Atenach. Patrząc w niebo i zastanawiając się nad szansami poprawy pogody wracamy w stronę świątyni Hery. Mijamy ustawione przed wejściem na stadion piedestały, na których stały kiedyś posągi Zeusa z brązu, tak zwane Zanes. Sportowcy złapani na walce nie fair byli karani chłostą lub grzywną za którą je zamawiano. Wyryte na pomniku nazwisko złoczyńcy czytali idący z Altisu na stadion ludzie. A gdyby tak reaktywować ten zwyczaj. Za doping.

Wejście na stadion olimpijski. Z lewej piedestały, na których stały Zanes
Mijamy szesnaście pustych już dzisiaj podstaw pod Zanes, mijamy resztki Metroonu czyli świątyni Matki Bogów, skręcamy w lewo i wzdłuż pozostałości budynku zwanego Stoą Echo idziemy do świątyni Zeusa. Do miejsca gdzie stał jeden z siedmiu cudów starożytnego świata. Gdzie tworzył Fidiasz. Ale o tym już w następnym poście. Zachęcamy do subskrypcji.

Idziemy w kierunku świątyni Zeusa. To tutaj kiedyś (przed wybudowaniem świątyni) był, usypany z popiołu, ołtarz tego boga.
A dla wszystkich, którzy wybierają się w tym roku do Grecji i planują odwiedzić antyczną Olimpię mamy kilka przydatnych informacji dotyczących dojazdu, biletów itd. Można je znaleźć w zakładce OLIMPIA – PRZYDATNE INFORMACJE u góry strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz