Jesteśmy od wczoraj w kraju Daków.
Granice przekroczyliśmy w węgierskiej miejscowości Csengersima i przez
rumuńskie Satu Mare pojechaliśmy do okręgu Marmarosz przez wielu uważanego za
najpiękniejszą część Rumunii.
|
Tutejsi mieszkańcy pięknie zdobią bramy i wrota wejściowe do stodół. |
Pierwsze zaskoczenie to kontrola
graniczna. Została przywrócona. Od wielu lat przyzwyczailiśmy się do
bezproblemowego i szybkiego przejazdu przez przejścia graniczne w Unii
Europejskiej, a tu proszę – dokumenty do kontroli please. No cóż. Ponury znak
czasów.
|
Mieszkanka Sapandy |
Drugie zaskoczenie to duża liczba
samochodów na francuskiej rejestracji. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że to
turyści, ale przecież nie w takiej liczbie z jednego kraju. A później zrozumieliśmy,
że to jednak Rumunii tyle, że pracujący na co dzień we Francji.
|
Furmanka rzecz zwyczajna na rumuńskiej drodze |
|
Przypomniało nam się dzieciństwo |
Trzecie zaskoczenie to wioska Certeze.
Tego to się na prawdę nie spodziewaliśmy. No bo, że zobaczymy biedne, drewniane
zagrody, nie do końca doinwestowane rolnictwo i liczne furmanki na drodze, tak jak
to w Polsce było w czasach naszego dzieciństwa, to oczywiście wiedzieliśmy ale,
że zobaczymy wioskę milionerów i to milionerów o kiepskim guście i gigantycznie
przerośniętej ambicji to już było dla nas wielkim zaskoczeniem. Ogromne domy
wybudowane wzdłuż biegnącej przez wieś drogi, kilkupiętrowe rezydencje na
lilipucich działeczkach, z przeszklonymi jak akwaria klatkami schodowymi, coś
jakby hotele lub pensjonaty tyle, że w ogromnej liczbie, jeden obok drugiego,
puste, niezamieszkałe. Z otwartymi ze zdumienia ustami przejechaliśmy przez tę
dziwaczną miejscowość robiąc jedynie zdjęcia przez okno pędzącego Forysia i
dopiero później dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy owego Certeze wyjechali w
większości właśnie do Francji, do pracy. Za zarobione na obczyźnie pieniądze
postawili sobie w kraju przodków gigantyczne chałupy, które stoję teraz puste,
pilnowane przez ochroniarzy, właściciele natomiast wpadają tu co najwyżej na
Święta. Świat jest jednak dziwny, a ludzie jeszcze bardziej.
|
Certeze - wieś milionerów |
|
Domy, w których na co dzień nikt nie mieszka |
|
Kwiatki podlewają ochroniarze😃 |
|
Niektórzy to już przesadzili |
|
Szkło i metal |
Czwarte to może nie zaskoczenie,
ale zadziwienie. Takie na nas wrażenie zrobił wpisany na listę światowego
dziedzictwa UNESCO Wesoły Cmentarz w Sapandzie. Kolorowe nagrobki, wiejskiego
niegdyś cmentarzyka usytuowanego wokół cerkwi są może niezbyt wesołe, ale na
pewno oryginalne i niepowtarzalne. Niestety setki turystów biegających z
aparatami fotograficznymi i smartfonami wokół nagrobków (wśród nich również my)
i ogromny bazar z pseudoludową odzieżą oraz tandetnymi pamiątkami to już lekka
żenada. No, ale może się czepiamy. Sam cmentarz był kiedyś zwykłym cmentarzem.
W 1935 roku miejscowy artysta Stan Ioan Patras zrobił taki „wesoły” nagrobek i
zwyczaj się przyjął. Wszystkie krzyże zrobione są z drewna dębowego, na każdym
napisane jest krótsze lub dłuższe epitafium i namalowana jest zmarła osoba w
ważnej dla niej chwili. Dzisiaj miejsce
pochówku stało się także miejscem zarobkowania i jedną z bardziej znanych
atrakcji turystycznych Rumunii.
|
Cerkiew i tłum ludzi na "Wesołym Cmentarzu" w Sapandzie |
|
Wesoły Cmentarz |
|
Nagrobki |
|
Ta Pani pracowała pewnie w gospodarstwie |
|
A ta Pani... |
|
Nagrobków są setki |
|
Wesoły Cmentarz w Sapandzie |
|
Bazar pod cmentarzem |
|
Bluzki na prawdę haftowane, ale spódnice z chińskiego materiału |
|
Takie nakrycia dłowy noszą mężczyźni w Maramuresz. Oczywiście to jest wersja uproszczona, dla turystów |
Piąte to nie zaskoczenie ale
raczej zauroczenie. Wioska Breb.
Przez Synod Maramorski – niezbyt piękne, a może raczej mocno zaniedbane
miasto – tylko przejechaliśmy. Troszkę żałowałam, że nie zobaczyliśmy
tamtejszego skansenu, teraz wiem, że nie było czego żałować. Breb jest lepszy,
bo autentyczny. Tutaj czas się zatrzymał. Są oczywiście nowe domy, ale jest też
wiele starych, autentycznych zabudowań gospodarczych, gospodarstw, w których
mieszkają i nadal pracują ludzie. W Breb jest też kemping. Nazywa się Babou
Maramures. Jeśli chcecie poczuć się troszkę tak jak w dziewiętnastym wieku, ale
mieć jednocześnie wszystkie cywilizacyjne, kempingowe wygody to nie
narzekajcie, że w Breb droga jest wąska i ciut dziurawa, bo wysypana jedynie
kamiennym tłuczniem, a drogowskazy doprowadzające na kemping pojawiają się
dopiero 500 metrów
przed bramą wjazdową. Tu po prostu trzeba przyjechać. Widoki bajeczne, okolica
sielsko-wiejska, miejsce super klimatyczne, gospodarze uroczy. I nie drogo. Za
osobę płaci się 15 RON, za energię elektryczną 10 RON. WiFi, ciepła woda w
cenie.
|
Kemping w Breb usytułowany jest wokół starej zagrody |
|
Breb |
|
Kemping w Breb |
|
Brama wjazdowa do gospodarstwa w Breb |
|
Wrota od stodoły w Breb |
|
Zmywak na kempingu w Breb |
O Breb napiszemy więcej po
powrocie do domu.
|
Klimacik w Breb |
Krótki opis ze wskazaniem co warto zobaczyc w malowniczej Rumunii
OdpowiedzUsuńWesoły Cmentarz jest w Sapancie, a nie w Sarandzie, ooooo
OdpowiedzUsuńRacja, literówka, dziekuję.
Usuń