poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Zagadki z podróży


W nocy przeszła burza. Błyskało, padało i nareszcie pochłodniało. W południe ma być około 27 stopni.
Jesteśmy w Hajduszoboszlo, niewielkim madziarskim miasteczku, które ma jeden z największych, jeśli nie największy, kompleks basenów na świecie. Dodajmy basenów zarówno rekreacyjnych jak i zawierających wody lecznicze czerpane z ukrytego pod Niziną Węgierską pradawnego morza. Podobno super leczą reumatyzm.
Na Węgry wjechaliśmy przedwczoraj. Mamy moc wrażeń, które oczywiście opiszemy, ale chyba już po powrocie do domu. Wysoka temperatura jaka tu panowała przez ostanie dni (39 stopni Celsjusza pod wieczór) i kilka godzin spędzonych w basenach zupełnie pozbawiały nas sił. Nawet na klikanie w komputerowe klawisze brakuje energii, a co dopiero na myślenie😎😎😎.

Na razie więc proponujemy zagadkę, a właściwie trzy zagadki. Są związane z Rumunią.

Pierwsza:

Do czego służył (a może i jeszcze służy) mieszkankom regionu Maramuresz ten garnek?  Dla ułatwienia dodam, że nie jest to sito.



Druga:

Kto i po co buduje w Rumunii takie wielkie domy? I dlaczego nikt w nich nie mieszka?




Trzecia:

Co oznacza ten napis?


Czekamy na odpowiedzi. 😄😄😄

czwartek, 24 sierpnia 2017

Rumunia zza okna



Już trzeci dzień jeździmy po rumuńskich drogach przemierzając Marmarosz i Siedmiogród od kempingu do kempingu, od miasta do miasta, od jednej atrakcji turystycznej do drugiej. Spod kół uciekają kilometry dróg, a za oknem przesuwa się jak na taśmie filmowej rumuński świat. Proszę tylko spojrzeć. Wszystkie zdjęcia zrobione są z jadącego samochodu.





























środa, 23 sierpnia 2017

Witajcie w zamierzchłych czasach, czyli Rumunia po raz pierwszy



Jesteśmy od wczoraj w kraju Daków. Granice przekroczyliśmy w węgierskiej miejscowości Csengersima i przez rumuńskie Satu Mare pojechaliśmy do okręgu Marmarosz przez wielu uważanego za najpiękniejszą część Rumunii.  

Tutejsi mieszkańcy pięknie zdobią bramy i wrota wejściowe do stodół.
Pierwsze zaskoczenie to kontrola graniczna. Została przywrócona. Od wielu lat przyzwyczailiśmy się do bezproblemowego i szybkiego przejazdu przez przejścia graniczne w Unii Europejskiej, a tu proszę – dokumenty do kontroli please. No cóż. Ponury znak czasów. 

Mieszkanka Sapandy
Drugie zaskoczenie to duża liczba samochodów na francuskiej rejestracji. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że to turyści, ale przecież nie w takiej liczbie z jednego kraju. A później zrozumieliśmy, że to jednak Rumunii tyle, że pracujący na co dzień we Francji.

Furmanka rzecz zwyczajna na rumuńskiej drodze

Przypomniało nam się dzieciństwo
Trzecie zaskoczenie to wioska Certeze. Tego to się na prawdę nie spodziewaliśmy. No bo, że zobaczymy biedne, drewniane zagrody, nie do końca doinwestowane rolnictwo i liczne furmanki na drodze, tak jak to w Polsce było w czasach naszego dzieciństwa, to oczywiście wiedzieliśmy ale, że zobaczymy wioskę milionerów i to milionerów o kiepskim guście i gigantycznie przerośniętej ambicji to już było dla nas wielkim zaskoczeniem. Ogromne domy wybudowane wzdłuż biegnącej przez wieś drogi, kilkupiętrowe rezydencje na lilipucich działeczkach, z przeszklonymi jak akwaria klatkami schodowymi, coś jakby hotele lub pensjonaty tyle, że w ogromnej liczbie, jeden obok drugiego, puste, niezamieszkałe. Z otwartymi ze zdumienia ustami przejechaliśmy przez tę dziwaczną miejscowość robiąc jedynie zdjęcia przez okno pędzącego Forysia i dopiero później dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy owego Certeze wyjechali w większości właśnie do Francji, do pracy. Za zarobione na obczyźnie pieniądze postawili sobie w kraju przodków gigantyczne chałupy, które stoję teraz puste, pilnowane przez ochroniarzy, właściciele natomiast wpadają tu co najwyżej na Święta. Świat jest jednak dziwny, a ludzie jeszcze bardziej.

Certeze - wieś milionerów

Domy, w których na co dzień nikt nie mieszka

Kwiatki podlewają ochroniarze😃

Niektórzy to już przesadzili

Szkło i metal
Czwarte to może nie zaskoczenie, ale zadziwienie. Takie na nas wrażenie zrobił wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO Wesoły Cmentarz w Sapandzie. Kolorowe nagrobki, wiejskiego niegdyś cmentarzyka usytuowanego wokół cerkwi są może niezbyt wesołe, ale na pewno oryginalne i niepowtarzalne. Niestety setki turystów biegających z aparatami fotograficznymi i smartfonami wokół nagrobków (wśród nich również my) i ogromny bazar z pseudoludową odzieżą oraz tandetnymi pamiątkami to już lekka żenada. No, ale może się czepiamy. Sam cmentarz był kiedyś zwykłym cmentarzem. W 1935 roku miejscowy artysta Stan Ioan Patras zrobił taki „wesoły” nagrobek i zwyczaj się przyjął. Wszystkie krzyże zrobione są z drewna dębowego, na każdym napisane jest krótsze lub dłuższe epitafium i namalowana jest zmarła osoba w ważnej dla niej chwili.  Dzisiaj miejsce pochówku stało się także miejscem zarobkowania i jedną z bardziej znanych atrakcji turystycznych Rumunii.

Cerkiew i tłum ludzi na "Wesołym Cmentarzu" w Sapandzie


Wesoły Cmentarz

Nagrobki

Ta Pani pracowała pewnie w gospodarstwie

A ta Pani...

Nagrobków są setki

Wesoły Cmentarz w Sapandzie

Bazar pod cmentarzem

Bluzki na prawdę haftowane, ale spódnice z chińskiego materiału

Takie nakrycia dłowy noszą mężczyźni w Maramuresz. Oczywiście to jest wersja uproszczona, dla turystów
Piąte to nie zaskoczenie ale raczej zauroczenie. Wioska Breb.
Przez Synod Maramorski – niezbyt piękne, a może raczej mocno zaniedbane miasto – tylko przejechaliśmy. Troszkę żałowałam, że nie zobaczyliśmy tamtejszego skansenu, teraz wiem, że nie było czego żałować. Breb jest lepszy, bo autentyczny. Tutaj czas się zatrzymał. Są oczywiście nowe domy, ale jest też wiele starych, autentycznych zabudowań gospodarczych, gospodarstw, w których mieszkają i nadal pracują ludzie. W Breb jest też kemping. Nazywa się Babou Maramures. Jeśli chcecie poczuć się troszkę tak jak w dziewiętnastym wieku, ale mieć jednocześnie wszystkie cywilizacyjne, kempingowe wygody to nie narzekajcie, że w Breb droga jest wąska i ciut dziurawa, bo wysypana jedynie kamiennym tłuczniem, a drogowskazy doprowadzające na kemping pojawiają się dopiero 500 metrów przed bramą wjazdową. Tu po prostu trzeba przyjechać. Widoki bajeczne, okolica sielsko-wiejska, miejsce super klimatyczne, gospodarze uroczy. I nie drogo. Za osobę płaci się 15 RON, za energię elektryczną 10 RON. WiFi, ciepła woda w cenie. 

Kemping w Breb usytułowany jest wokół starej zagrody

Breb

Kemping w Breb

Brama wjazdowa do gospodarstwa w Breb

Wrota od stodoły w Breb

Zmywak na kempingu w Breb
O Breb napiszemy więcej po powrocie do domu. 

Klimacik w Breb