Szczęście – jedni je mają, inni
twierdzą, że nie. Niezależnie od tego do której grupy się zaliczamy staramy się
szczęściu pomóc. Przynajmniej powinniśmy, bo kto za nas zrobi to lepiej? Nosimy
więc amulety (Szczęściarz Puchatek jeździ z nami wszędzie), przyczepiamy do
drzwi podkowę (leży w holu), stawiamy na półce słonia z trąbą do góry (wujek
wyrzeźbił dla nas dwa), nosimy czterolistne koniczynki (będąc w ostatniej
klasie liceum, wspólnie z przyjaciółką cztery godziny
chodziłyśmy na kolanach po trawniku szukając czterolistnej koniczyny, która miała
nam zapewnić zdanie matury - zapewniła). Wszystko to „na szczęście”, bo jeśli
nawet nie pomoże to przecież nie zaszkodzi. W podróży natomiast – gdy tylko
nadarzy się okazja – pocieramy różne części różnych pomników.
|
Pomnik Julii w Weronie. Wyraźnie widać czego trzeba dotknąć 😃.
Zdjęcie słabej jakości, ale robione w czasach gdy aparat cyfrowy, jeśli już
był, to dla przeciętnego podróżnika niedostępny.
|
Będąc wiele lat temu w Weronie
odwiedziliśmy oczywiście dom Julii. Jest tam uroczy balkonik i pomnik pięknej
latorośli Capulettich. Nie trzeba specjalnie szukać, z daleka widać wyraźnie co
trzeba potrzeć, by zapewnić sobie przychylność losu. Turystów wielu wówczas pod
sławnym balkonem nie było, jednak po dziedzińcu kręciło się kilka małżeństw w
średnim wieku. Panowie oglądali wysoki balkon zastanawiając się pewnie nad
sportową kondycją Romea, ale - nie
wiedzieć czemu - nikt do biednej Julci nie podchodził. Gdy jednak przynaglony
przeze mnie Andrzej - pogardzanie okazją zapewniającą szczęście nie jest
rozsądne - dotknął ręką biustu sławnej panny, pozostali mężczyźni, nabrawszy
odwagi, z radosnym chichotem ustawili się w kolejce do julcinego cycuszka.
Brytyjski psycholog Peter Bentley
twierdzi, że jeśli ktoś wierzy w swego pecha jest na z góry straconej pozycji.
Jeśli natomiast jesteśmy przekonani, że coś nam przynosi szczęście, los nam
sprzyja. Nie zaszkodzi więc – przy okazji wizyty w Weronie - pomacanie biustu Julii.
|
Duererowski królik nieopodal domu malarza w Norymberdze
|
Podobną do biusty Julii moc na
podobno pierścień w ogrodzeniu norymberskiej fontanny. Ludziska obracają tym
kółkiem, a ono im podobno w dzieciach wynagradza. Nie mieliśmy okazji sprawdzić, bo podczas naszej
wizyty w tym pięknym mieście fontanna była w remoncie, czyli niedostępna. Może
i lepiej, bo dziadkom raczej wnuki są potrzebne, a nie jest do końca wyjaśnione
czy ten pierścień w kwestii wnuków pomaga. Znaleźliśmy sobie jednak zastępcze
miejsce do pocierania. Duererowskiego królika. Jest tu i
ówdzie błyszczący więc może też coś pozytywnego zapewnia. Potarłam.
|
Czeska Praga. No sławnym moście Karola koniecznie trzeba znaleźć płaskorzeźbę pod pomnikiem św. Jana Nepomucena. Poza szczęściem pomaga ukryć na zawsze nasze tajemnice i oczywiście zapewnia powrót do Pragi. |
|
Dzik kalidoński we Florencji |
We Florencji będąc pędzimy zwykle
na Nowy Rynek gdzie stoi pomnik małego dzika, przez Włochów zwany
pieszczotliwie prosiaczkiem (il porcellino). Nazwa troszkę niepoważna zważywszy
jak poważny to zwierzak – jest to bowiem, ni mniej ni więcej, tylko mityczny
dzik kalidoński (za sprawą rozzłoszczonej Artemidy narobił kłopotu
Kalidończykom). Wyrzeźbił go w pierwszej połowie siedemnastego wieku Pietro
Tacca. Miał stać w Ogrodach Boboli ozdabiając fontannę, ale trafił na florencką
ulicę i podobno zapewnia powrót do tego miasta oraz farta. Świadczy o tym
dobitnie jego ryj. Niestety rzeźba, która dzisiaj jest z upodobaniem pocierana
przez turystów to tylko kopia. Oryginał stoi bezpiecznie w muzeum. Czy więc
szczęście, jakie ma przynieść, będzie prawdziwe? A co tam. Potrzeć nie
zaszkodzi.
|
Toruński osiołek |
|
Kaczuchy z Nałęczowa |
No i na koniec naukowa konkluzja.
Znalazł się człowiek, który postanowił zbadać jak to z tymi szczęściarzami i
pechowcami naprawdę jest. Nazywa się Richard Wiseman i jest byłym iluzjonistą,
który skończył psychologię na Uniwersytecie Hertfordshire w Wielkiej Brytanii.
Z jego badań wynika, że pechowcy to ludzie koncentrujący się na konkretnym
zadaniu, nie zauważający tego co jest wokoło. Szczęściarze natomiast to osoby
otwarte na możliwości, rozglądające się wokoło, spostrzegawcze. Ułatwia to
łapanie przysłowiowego szczęścia „za ogon”. No cóż. Coś w tym jest.
|
Tego morsa stojącego przy głównym wejściu na plażę w Mielnie jeszcze nie wypolerowano. A nam się wydaje, że szarpnięcie za wąsa nie zaszkodzi 😎 |
A Werniksa z Kazimierza Dolnego znasz? To chyba moja ulubiona figurka, nie licząc bajkowych z Łodzi.
OdpowiedzUsuńLubię tę modę na postaci ludzi i zwierząt, na ławeczki, na których można się przysiąść do znanych osób, a na pewno wolę od przeróżnych 'nadętych' pomników;)
Pozdrawiam z Dolnego Śląska i zapraszam do siebie:)
Tyle razy byliśmy w Kazimierzu a Werniksa nie potarłam. Trzeba nadrobić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Koniecznie:)
Usuń