Moje ulubione frutti di mare |
Z czym, poza cudowną przygodą
umożliwiającą poznawanie ludzi i fascynujących miejsc – kojarzą wam się
podróże? Nam ze zdobywaniem kolejnych dzwonków (to nasze hobby, o którym może
kiedyś napiszemy) i poznawaniem lokalnej kuchni. Andrzej bywa wprawdzie sceptyczny
(nie wszystko jest w stanie zjeść), ale ja – wręcz przeciwnie. Niewiele
dziwactw na talerzu może mnie zniechęcić do konsumpcji. Z wielką przyjemnością delektuję
się przysmakami lokalnej kuchni, biegam po sklepach i straganach z regionalną żywnością,
kupuję to, co tylko jest w spanie przetrwać podróż do kraju. I chociaż wiem, że
świat to dzisiaj globalna wioska, przepływ towarów jest praktycznie
nieograniczony i w Polsce da się kupić smakołyki z całego świata, to jednak
nabyte osobiście w kraju wytworzenia smakują wyjątkowo. Gdy więc mamy szczęście i
trafimy na lokalny targ, trudno nas z takiego miejsca wyciągnąć. Do domu zawsze przyjeżdża spory
pakunek z przyprawami, oliwkami, serami, wędlinami i oczywiście winami.
Sery w szwajcarskim Sion |
...wyglądają apetycznie |
Będąc dwa lata temu w Szwajcarii
objadaliśmy się wręcz tamtejszymi, bardzo znanymi serami. Ich sławy udowadniać raczej
nie trzeba, jadali je już - chwaląc sobie ten produkt - starożytni rzymianie. O
wielkich dziurach w szwajcarskim serze wie też prawie każde, europejskie dziecko,
tak jak i o tym, że ementaler to nazwa sera, a nie marka samochodu. Mniej osób
już zdaje sobie sprawę, że ementaler to ser szwajcarski, a Emmental to po prostu dolina rzeki Emme płynącej właśnie
w kraju, z którego pochodzą papiescy gwardziści. Szwajcaria serami stoi i nie jest to
wcale slogan. Kraj ten produkuje rocznie kilkaset tysięcy ton tych specjałów, z
czego około jednej trzeciej trafia na eksport.
Uprzejma pani na straganie w Sion
bardzo starała się zachęcić nas do zrobienia zakupów, co jej się w dużej mierze
udało. Od niektórych serów nie mogłam się wręcz oderwać, tak przyjemnie
łachotały podniebienie orzechowym smakiem. Inne były troszkę przy ostre i możliwe do zjedzenia tylko w niewielkiej ilości. Widząc nasze zainteresowanie,
miła sprzedawczyni podsuwała do próbowania kolejne gatunki tak, że już sama
degustacja wystarczyła za obiad. Długo jeszcze nasze kempingowe śniadania i
kolacje wzbogacały kupione w Sion frykasy.
Włosi też mają się czym pochwalić - wystawa sklepu w Wenecji |
Włosi również mają swoje sery i
biada temu, kto spróbuje Włocha przekonać, że nie są najlepsze. Nie wszystkie
podniebienia, a może trzeba raczej powiedzieć – nosy, zachwycają się
intensywnie pachnącymi, włoskimi serami. Mój nos nie ma nic przeciwko, Andrzeja
wręcz przeciwnie, intensywnych zapachów nie toleruje. Ale jeśli ktoś lubi sery pleśniowe to z pełnym przekonaniem polecam
Gorgonzole – przysmak z Lombardii i Piemontu, który – gdyby nie cena –
jadałabym codziennie.
Oliwki na targu w Castellane we Francji |
Makarony, ciasteczka i inne frykasy przygotowane dla turystów w Portofino we Włoszech są bardzo drogie. Preferujemy małe lokalne sklepy, w których zaopatruje się miejscowa ludność. |
Smakołyki dla turystów są ładnie zapakowane, ale zwykle dużo droższe niż w zwykłych spożywczakach |
Dwa lata temu w Szwajcarii kurki i prawdziwki obrodziły |
Szwajcarskie wędliny. Musimy przyznać, że dobre, regionalne, polskie produkty wędliniarskie biją wszystko na głowę |
Oliwki to prawdziwy frykas,
chociaż są podobno, – co nas z Andrzejem niezmiernie dziwi – ludzie, którzy ich
nie lubią. My jadamy je zawsze, wszędzie i bez mała do wszystkiego.
Oliwka od tysiącleci jest stałym
elementem śródziemnomorskiego krajobrazu. Można śmiało zaryzykować
stwierdzenie, że na oliwce i oliwie powstały dawne grecka i rzymska
cywilizacje. Jadło się ją wówczas, myło się nią, leczyło i świeciło.
Skąd się wzięło drzewko oliwne? To
dar bogini dla miasta Ateny. Przebiła nim podarunek Posejdona, czyli
źródło z wodą.
Pizze mogą być bardzo różne |
Oliwki można oczywiście w Polsce
bez problemu kupić, ale te kupione na targu we Francji, Włoszech czy w Grecji,
prosto z miednicy, w której leżą, są najwspanialsze. A i oliwy kupionej u
małych, lokalnych wytwórców niczym nie da się zastąpić. W zeszłym roku
przyjechało z nami do Polski kilka butelek z Albanii. Palce lizać.
Jeśli będziecie kiedykolwiek na
kempingu Moscato w Himare w Albanii to w sklepiku przy kempingowej
restauracyjce można kupić pyszną oliwę tłoczoną ręcznie przez mamę
sprzedawczyni. Kupiłam, jadłam, polecam.
W tym roku planujemy wypad do Rumunii. Może ktoś podpowie co pysznego lub oryginalnego można tam zjeść, a co przywieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz