piątek, 20 stycznia 2017

Frykasy z podróży, czyli co i gdzie do jedzenia kupujemy

Moje ulubione frutti di mare

Z czym, poza cudowną przygodą umożliwiającą poznawanie ludzi i fascynujących miejsc – kojarzą wam się podróże? Nam ze zdobywaniem kolejnych dzwonków (to nasze hobby, o którym może kiedyś napiszemy) i poznawaniem lokalnej kuchni. Andrzej bywa wprawdzie sceptyczny (nie wszystko jest w stanie zjeść), ale ja – wręcz przeciwnie. Niewiele dziwactw na talerzu może mnie zniechęcić do konsumpcji. Z wielką przyjemnością delektuję się przysmakami lokalnej kuchni, biegam po sklepach i straganach z regionalną żywnością, kupuję to, co tylko jest w spanie przetrwać podróż do kraju. I chociaż wiem, że świat to dzisiaj globalna wioska, przepływ towarów jest praktycznie nieograniczony i w Polsce da się kupić smakołyki z całego świata, to jednak nabyte osobiście w kraju wytworzenia smakują wyjątkowo. Gdy więc mamy szczęście i trafimy na lokalny targ, trudno nas z takiego miejsca wyciągnąć. Do domu zawsze przyjeżdża spory pakunek z przyprawami, oliwkami, serami, wędlinami i oczywiście winami. 

Sery w szwajcarskim Sion

...wyglądają apetycznie

Będąc dwa lata temu w Szwajcarii objadaliśmy się wręcz tamtejszymi, bardzo znanymi serami. Ich sławy udowadniać raczej nie trzeba, jadali je już - chwaląc sobie ten produkt - starożytni rzymianie. O wielkich dziurach w szwajcarskim serze wie też prawie każde, europejskie dziecko, tak jak i o tym, że ementaler to nazwa sera, a nie marka samochodu. Mniej osób już zdaje sobie sprawę, że  ementaler to ser szwajcarski, a Emmental to po prostu dolina rzeki Emme płynącej właśnie w kraju, z którego pochodzą papiescy gwardziści.  Szwajcaria serami stoi i nie jest to wcale slogan. Kraj ten produkuje rocznie kilkaset tysięcy ton tych specjałów, z czego około jednej trzeciej trafia na eksport.
Uprzejma pani na straganie w Sion bardzo starała się zachęcić nas do zrobienia zakupów, co jej się w dużej mierze udało. Od niektórych serów nie mogłam się wręcz oderwać, tak przyjemnie łachotały podniebienie orzechowym smakiem. Inne były troszkę przy ostre i możliwe do zjedzenia tylko w niewielkiej ilości. Widząc nasze zainteresowanie, miła sprzedawczyni podsuwała do próbowania kolejne gatunki tak, że już sama degustacja wystarczyła za obiad. Długo jeszcze nasze kempingowe śniadania i kolacje wzbogacały kupione w Sion frykasy.

Włosi też mają się czym pochwalić - wystawa sklepu w Wenecji
Włosi również mają swoje sery i biada temu, kto spróbuje Włocha przekonać, że nie są najlepsze. Nie wszystkie podniebienia, a może trzeba raczej powiedzieć – nosy, zachwycają się intensywnie pachnącymi, włoskimi serami. Mój nos nie ma nic przeciwko, Andrzeja wręcz przeciwnie, intensywnych zapachów nie toleruje. Ale jeśli ktoś lubi sery pleśniowe to z pełnym przekonaniem polecam Gorgonzole – przysmak z Lombardii i Piemontu, który – gdyby nie cena – jadałabym codziennie.

Oliwki na targu w Castellane we Francji

Makarony, ciasteczka i inne frykasy przygotowane dla turystów w Portofino we Włoszech są bardzo drogie. Preferujemy małe lokalne sklepy, w których zaopatruje się miejscowa ludność.
Smakołyki dla turystów są ładnie zapakowane, ale zwykle dużo droższe niż w zwykłych spożywczakach


Dwa lata temu w Szwajcarii kurki i prawdziwki obrodziły

Szwajcarskie wędliny. Musimy przyznać, że dobre, regionalne, polskie produkty wędliniarskie biją wszystko na głowę
Oliwki to prawdziwy frykas, chociaż są podobno, – co nas z Andrzejem niezmiernie dziwi – ludzie, którzy ich nie lubią. My jadamy je zawsze, wszędzie i bez mała do wszystkiego.
Oliwka od tysiącleci jest stałym elementem śródziemnomorskiego krajobrazu. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że na oliwce i oliwie powstały dawne grecka i rzymska cywilizacje. Jadło się ją wówczas, myło się nią, leczyło i świeciło.
Skąd się wzięło drzewko oliwne? To dar bogini dla miasta Ateny. Przebiła nim podarunek Posejdona, czyli źródło z wodą.

Pizze we Florencji są przygotowywane na użytek turystów. Najlepszą pizze jedliśmy w Salerno, w bocznej uliczce, w maluteńkiej pizzerni, do której żaden turysta zazwyczaj nie dociera. Była tylko z pomidorowym sosem i serem. Niebo w gębie. Mineło już kilka lat, a my nadal pamiętamy jej smak.

Pizze mogą być bardzo różne
Oliwki można oczywiście w Polsce bez problemu kupić, ale te kupione na targu we Francji, Włoszech czy w Grecji, prosto z miednicy, w której leżą, są najwspanialsze. A i oliwy kupionej u małych, lokalnych wytwórców niczym nie da się zastąpić. W zeszłym roku przyjechało z nami do Polski kilka butelek z Albanii. Palce lizać.

Jeśli będziecie kiedykolwiek na kempingu Moscato w Himare w Albanii to w sklepiku przy kempingowej restauracyjce można kupić pyszną oliwę tłoczoną ręcznie przez mamę sprzedawczyni. Kupiłam, jadłam, polecam.

W tym roku planujemy wypad do Rumunii. Może ktoś podpowie co pysznego lub oryginalnego można tam zjeść, a co przywieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz