Za oknem deszczyk, za oknem ponura słota, za oknem zupełnie jesienny
koniec naszego, polskiego lata. Ku pokrzepieniu serc i ociepleniu atmosfery
zapraszamy więc Wszystkich do słonecznej Sighisoary, Sighisoary sprzed kilku
dni. Jeśli zachęcimy w ten sposób kogoś do odwiedzenie w przyszłym roku Rumunii
będziemy usatysfakcjonowani.
|
Malownicze kawiarenki, kolorowe domki - Sighisoara |
24 sierpnia 2017
Dochodzi godzina dwunasta w
południe. Dodajmy: nasze, polskie południe, bo tutaj w Rumunii jest już wpół
do pierwszej. Na błękitnym niebie, niczym piana w balii z praniem, kłębią się
biało szare obłoki, ale na szczęście nie wróżą pogorszenie pogody, jest ciepło
i przyjemnie. Dziarsko wstawszy wczesnym rankiem, szybko ze względy na sporawy
chłód, spakowaliśmy nasze bambetle i pożegnawszy miłych gospodarzy opuściliśmy
gościnny kemping Mustang skryty głęboko we wsi Campu Cetati, w górach Ghurgiu. Na
pewno tam jeszcze kiedyś wrócimy, bo jest to piękne i dzikie miejsce. Przemknęliśmy
następnie przez zatłoczone uzdrowisko w Sovacie, rumuńskie spa słynące ze
słonego i ciepłego (jedyne w Europie jezioro helio-termiczne) jeziora Ursu i podziwiając
przydrożne, urokliwe, rumuńskie wioski pomknęliśmy do Sighisoary.
|
Sovata to rumuński kurort |
|
Za tym płotkiem jest oblegane przez wczasowiczów słone jezioro Ursu (Jezioro Niedźwiedzie) |
|
Niewielu Rumunów sprzedaje coś przy drodze, ale w tej wiosce można było kupić warkocze czerwonej cebuli, czosnek (może na wampiry😆) dynie i pomidory |
|
Malownicze, rumuńskie wioski przyciągają wzrok |
Sighisoara to świetnie zachowane,
średniowieczne miasto - twierdza w 1999 roku, a więc niecałe osiemnaście lat temu,
wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, miasto będące „ofiarą”
nieoczekiwanych „zygzaków” historii, które spowodowały między innymi to, że
mogą się do niego dzisiaj przyznawać saksońscy Niemcy, Węgrzy i Rumuni
jednocześnie.
Położone na wzgórzu dawne centrum
jest niedostępne dla większości pojazdów, dlatego zatrzymujemy Fordusia na parkingu
przygotowanych specjalnie dla złaknionych wrażeń turystów. Anektujemy świetną
miejscówkę w pobliżu szlabanu zamykającego brukowaną drogę prowadzącą do jednej
z staromiejskich bram. Miejsce postojowe jest dobre, bo położona blisko
automatu, w którym można kupić bilet parkingowy (5 RON za cały dzień) i blisko
pana parkingowego mającego oko na wszystko wokoło. Parking jest duży, ale wolne
miejsca znikają jak świeże bułeczki w porze śniadania. Co chwila podjeżdżają
autokary i samochody osobowe. Obok nas zatrzymują się mili, polscy
motocykliści. Gdybyśmy przyjechali godzinę później ze znalezieniem parkingu dla
Fordusia byłby pewnie problem.
Czapki na głowy, plecaki na
plecy, aparaty na szyje i po chwili wspinamy się dzielnie pod górę, w kierunku
miasta nazywanego kiedyś przez Niemców Schaßburg, przez Węgrów Segesvar, przez
Polaków Segieszów, a przez Rumunów oczywiście Sighisoara. Po paru minutach
naszym oczom ukazuje się skąpana w słonecznym blasku, masywna, posiadająca dwa
zamykane niegdyś kratami wejścia Wieża Krawców. Podobnych budowli obronnych
wzmacniających miejskie fortyfikacje jest w Sighisoarze więcej. Tak jak mury
obronne wybudowali je miejscowi rzemieślnicy troszcząc się o bezpieczeństwo
miasta. Wieżę Krawców wzniesiono w XIV wieku.
|
Powoli, wędrując od parkingu pod górę , zbliżamy się do Wieży Krawców |
|
Wieża Krawców od strony miasta |
Wchodzimy do dawnego centrum miasta,
w labirynt ulic i uliczek, które były centrum Sighisoary w średniowieczu. Słońce
kładzie się cieniem na ściany niektórych domów, inne wręcz topiąc w ostrym
blasku. Stoimy na środku wąskiej uliczki i chłoniemy atmosferę minionych lat zapisaną
w starych ścianach małych kamieniczek. Nie ma wielu zwiedzających, więc zamykamy
oczy i uruchamiamy wyobraźnię. W otaczającej nas ciszy prawie słychać
nawoływania dawnych gospodyń, stukot konnych wozów o kamienny bruk, głosy
targujących się rzemieślników i sklepikarzy. Większość ze stu sześćdziesięciu
czterech domów starej Sighisoary ma co najmniej 300 lat.
|
Malownicze uliczki Sighisoary |
|
Kolorowe, małe domki ze spadzistymi dachami są urocze i fotogeniczne |
|
Tu czas się zatrzymał |
Sighisoarę zbudowali w XII wieku sprowadzeni
na te tereny przez węgierskiego króla z rodu Arpadów Gezę II koloniści
niemieccy z Saksonii, zwani przez miejscową ludność Sasami. Mieli oni bronić granic
węgierskiego królestwa i przyczynić się do gospodarczego rozwoju okolicznych
ziem. Ich potomkowie żyją w Siedmiogrodzie do dzisiaj, chociaż już w
niewielkiej liczbie, ponieważ w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy
tylko pojawiła się możliwość wyjazdu, większość z nich opuściła Rumunię i po ośmiu
stuleciach powróciła do Niemiec porzucając swoje domy i swoją ziemie. Dzisiaj w
opuszczonych i zaniedbanych, saskich siedzibach mieszkają Romowie.
|
Dom pod Jeleniem, jak wiele starych domów w Sighisoarze mieści restaurację. Zjedliśmy w niej ciorbę i wypiliśmy kawkę |
|
Sighisoara leży na wzgórzach, idziemy więc raz pod góre, raz na dół |
Siedemnastowieczny kronikarz,
nijaki Georg Krauss pisał, że pierwsze saskie osiedla powstały w obecnej
Sighisoarze w 1191 roku. Wioskę nazywano wówczas Castrum Sex (Twierdza Siódma)
i dopiero w 1280 roku sami Sasi nazwali je Schespurg. W 1367 roku Schespurg pod
nazwą Civitas de Segusvar otrzymał od króla węgierskiego prawa miejskie. Obecna
nazwa Sighisoara pojawiła się w źródłach pisanych dopiero w 1435 roku. Użył jej
tatuś znanego pewnie wszystkim Vlada Drakuli, nijaki Vlad II Diabeł, hospodar
wołowski, człowiek dzielnie wspierający Węgrów, w tym naszego Władysława
Warneńczyka, w walce z Turkami. Nie taki, więc Diabeł straszny, jak go Bram
Stoker wymalował.
Zaraz za Basztą Krawców skręcamy
w lewo i wąską, kolorową uliczką biegnącą wśród urokliwych domków wędrujemy w
stronę widniejącego w oddali, dziewiętnastowiecznego kościoła katolickiego.
Obok niego znajduje się kolejna baszta, bardzo piękna, przykryta stożkowym
dachem z malutką wieżyczką, otoczona malowniczymi, drewnianymi schodami – siedemnastowieczna
Baszta Szewców. W świetnie zachowanych murach obronnych Sighisoary było kiedyś
kilkanaście wież, fundowanych i utrzymywanych przez poszczególne cechy
rzemieślnicze. Do dzisiaj przetrwało ich dziewięć. Mieszczanie ufortyfikowali
swoje miasto w obawie przez najazdami Turków.
|
Skręcamy w lewo, w malowniczą uliczkę. Na jej końcy widać dziewiętnastowieczny kościół katolicki |
|
Baszta Szewców |
Zaglądamy na chwilkę do powstałego pod koniec XIX
wieku kościoła katolickiego. Wnętrze jest bardzo skromniutkie. Świątynię tę
wybudowano na potrzeby węgierskich mieszkańców Sighisoary, w miejscu, gdzie dawnymi
czasy stały Baszta Ślusarzy i kościół franciszkanów. Przy kościele skręcamy w
lewo. Najwyraźniej jesteśmy w rzadziej odwiedzanej przez turystów części
starego miasta, bo samotnie wędrujemy starymi uliczkami. Po króciutkiej chwili
docieramy do budynku magistratu, z którego dziedzińca roztacza się piękny widok
na rzekę Wielką Tyrnawę i dzisiejsze dolne miasto. Kiedyś w tym miejscu stały
zabudowania klasztoru Dominikanów. Dziś po rezydujących tutaj niegdyś
zakonnikach pozostał tylko kościół klasztorny, który w 1547 roku, po przejściu
miejscowych Sasów na luteranizm, został ich główną świątynią. Zwiedzanie
kościoła jest odpłatne, (jeśli dobrze pamiętamy kosztuje 8 RON od osoby). Niestety,
ze względu na ograniczony czas, rezygnujemy z obejrzenia trzydziestu pięciu
wschodnich kobierców zgromadzonych w tej świątyni, które wracający ze Wschodu
kupcy darowywali kościołowi, jako vota i idziemy dalej. Czasu mamy mało, a
jeszcze chcemy wejść na sighisoarskie wzgórze, gdzie stoi inny kościół,
najcenniejsza budowla Sighisoary.
|
Budynek magistratu |
|
Widok na rzekę i dzisiejsze dolne miasto. Biała światynia to prawosławna katedra Świętej Trójcy |
|
Kościół klasztorny |
Tymczasem zbliżamy się do Wieży
Zegarowej, ale zanim przyjdzie się nam zachwycić jej architekturą, naszą uwagę
przykuwa spory tłum turystów kłębiący się przed żółtym domem. Wszyscy z wielkim
zapałem fotografują budowlę. Jak nic jest to tak zwany Dom Drakuli.
|
Tłum turystów pod tak zwanym Domem Draculi. Gdy w 1431 roku Vladek Draculek się tu rodził (jeśli tak było, bo to tylko bardzo prawdopodobna, ale jednak hipoteza) dom był znacznie niższy |
O wampirze Drakuli, dzięki
wielkiej wyobraźni i literackim talentom Brana Stokera słyszeli wszyscy. O tym,
że człowiek będący inspiracją dla pomysłowego literata nie był wampirem, a
jedynie bezwzględnym, ale i skutecznym obrońcom swoich ziem przed turecką
zachłannością, słyszało pewnie niewielu. Sama nazwa Drakula, mająca dzisiaj
jednoznaczną konotację (facet w czarnym płaszczu z zakrwawionymi kłami), jest
po prostu efektem przynależności ojca naszego bohatera, a także jego samego, do
tak zwanego Zakonu Smoka (draco to po łacinie smok, od którego to słowa
do innego wyrazu - dracul, czyli diabeł już niedaleko) i niezbyt pochlebnego
obrazu samego Vlada pozostawionego potomności przez jego nieprzyjaciół.
Zakon Smoka powstał w 1408 roku,
a założył go ówczesny węgierski król Zygmunt Luksemburczyk. Celem tego
zrzeszenia możnych z naszego kontynentu była ochrona chrześcijańskiej Europy
przed zagrażającymi im wówczas Turkami. Członkami zakonu byli nie tylko Vlad
Drakula i jego ojciec Vlad II Diabeł, ale też nasz król Władysław Jagiełło i
jego braciszek Witold. Jakoś nikt tych dwóch ostatnich panów z wampirami nie
kojarzy.
A wracając do Vlada Draculi
zwanego też niestety Palownikiem, to z pewnością był to ciekawy człowiek.
Bardziej bezwzględny i okrutny niż współcześni mu władcy (używał pala do
nabijania ludzi częściej niż inni), nie miał jednak ani łatwego, ani spokojnego
życia, walcząc o przetrwanie w epoce, w której ludzkie życie nie miało takiej
wartości jak dzisiaj.
Jaki był Vlad Dracula taki był,
dziś jest na pewno jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym, rumuńskim produktem
turystycznym, który sądząc z gęstego tłumu fotografującego żółty dom, sprzedaje
się ciągle nieźle.
|
Po lewej Dom Draculi. Trzeba go sfotografować z każdej strony |
|
W Domu Drakuli jest dzisiaj restauracja. Dbają w niej o odpowiedni nastrój, na ścianie na tle panoramy miasta namalowano podobiznę Vlada Palownika |
|
Restauracja zaopatrzyła się też w stosowny, "smoczy" szyld |
Dlaczego jednak ten niczym
specjalnym nie wyróżniający się, trzykondygnacyjny budynek z dwoma rzędami
niewielkich okien nazywany jest Domem Draculi? Otóż ten najprawdopodobniej
najstarszy świecki budynek w Sighisoarze dawniej znany był pod nazwą: dom Pauliniego.
Od kiedy jednak odnaleziono dokumenty potwierdzające, że w latach 1431 – 1436
mieszkał tutaj ojciec naszego Draculi, Vlad II Smok wysunięto hipotezę, że sławny Vlad Dracula zwany też Palownikiem właśnie tu się
urodził. Może tak było, może nie, ale żółty dom, w którym dzisiaj mieści się
restauracja, jest z pewnością najczęściej fotografowanym obiektem w
Sighisoarze.
|
Vlad II Smok tatuś Vlada Draculi zwanego Palownikiem. Raczej nie wyglada groźnie Domena publiczna |
Gapimy się chwilkę na żółte
ściany, pstrykamy fotki jak reszta turystycznego tłumu i leciutko zawiedzeni,
że żaden wampir z komina nie wylatuje wędrujemy w prawo, w kierunku Wieży
Zegarowej. Jest to wieża, przez która prowadzi główne wejście do starego miasta i jest też wieżą najwyższą – ma 64 metry wysokości.
Podobno zaczęto ja budować już w XIII wieku, ale w XIV wieku była zaledwie dwukondygnacyjną wieżą bramna.
Obecnych kształtów budowla ta nabrała dopiero w XVI wieku, kiedy to dobudowano
dwa piętra i balkon obserwacyjny. Dzisiaj ze szczytu wieży można oglądać
panoramę miasta, dawniej wypatrywano wrogów lub oznak pożaru. Dzisiaj w wieży
mieści się muzeum, dawniej pełniła nie tylko rolę wieży bramnej, ale też
ratusza, bo obradowała w niej rada miejska. No i jest jeszcze zegar, z ruchomym
mechanizmem. Naprawdę interesujący, niestety nie mamy okazji zobaczyć figurek w
akcji. Stoją w bezruchu, milczą jak zaklęte.
|
Z prawej Wieża Zegarowa |
|
Zegar i jego ruchomy mechanizm |
|
A tak zegar wygląda z drugiej strony |
|
Pod Wieżą Zegarową można przejść |
Słońce praży coraz mocniej, tłum
turystów gęstnieje wokoło z każdą minutą, a my wędrujemy powolutku w górę, w
kierunku opisywanych we wszystkich przewodnikach schodów szkolnych i Kościoła
na Wzgórzu. Intrygują nas zwłaszcza te schody. Jakie są, czy może pięknie i
bogato zdobione, czy raczej mają oryginalny kształt. Wiemy, że miały chronić w
czasie niepogody nauczycieli i uczniów istniejącej na górze od 1619 roku szkoły.
Przyglądamy się stromemu podejściu i przestajemy się dziwić, że powstały. Droga
pod górę musiała być trudna, a padający deszcz i wiejący jesienno – zimowy wiatr
stwarzały niebezpieczeństwo utraty równowagi i błyskawicznego oraz
niekontrolowanego przemieszczenia się na czterech literach w dół. By temu
zapobiec w 1662 roku wybudowano zadaszone schody – dzisiejszą atrakcję
turystyczną Sighisoary. Stoimy przed wejściem do drewnianego tunelu, zaglądamy
ostrożnie do środka. Przez szczeliny między ciemno brązowymi deskami wpadają
promienie słońca tworząc dziwną, pasiastą mozaikę. Bardzo zwyczajne to schody i bardzo strome. Dzisiaj nie są już tak wysokie jak dawniej. Zostało niewiele ponad sto siedemdziesiąt stopni z istniejących dawniej trzystu. Ale i tak ledwo weszliśmy. Jednak latka
lecą.
|
Szkolne schody |
|
Przed wejściem na schody sprzedawcy pamiątek prezentują swój towar, w dużej mierze made in China |
Jeszcze przez chwilkę wspinamy
się brukowaną drogą prowadzącą pomiędzy starą, a nową szkołą i wreszcie stajemy
przed najstarszym i najcenniejszym zabytkiem Sighisoary – Kościołem na Wzgórzu.
To wyjątkowy przykład sakralnego gotyku Rumunii. Nie jest może bardzo
imponujący, ale na pewno jest bardzo stary. Już na początku XIV wieku wyrosła w
tym miejscu trójnawowa bazylika. Przebudowano ją później kilka razy, aż powstał
obecny kościół. U miłej pani, znającej kilka słów po polsku, kupujemy dwa
bilety (8 RON za jedną osobę) i wchodzimy do środka. Nad wejściem widnieje
łaciński napis: „Dzieło
ukończono z Bożą pomocą w 1488 r., kiedy w dniu św. Gerarda (23 września) ciężki śnieg
spadł, łamiąc drzewa owocowe”. Napis wykonał Jacob Kendlinger, Austriak,
który w tej świątyni namalował również freski. Delikatnie, krok po kroku
stąpamy po kamiennej posadzce oglądając ołtarze, rzeźby, drewniane skrzynie
(nie odkryliśmy do czego służyły), kamienne nagrobki, chrzcielnice – wszystkie
te rzeczy pamiętają minione stulecia, ważne wydarzenia, wspaniałe i tragiczne
chwile. Oj gdyby potrafiły mówić. Opowiedziały by pewnie o tym jak Jerzego I Rakoczego wybrano tu księciem
Siedmiogrodu i królem Węgier. Ale są ciche i milczą, a my czytając otrzymaną od
pani bileterki polską wersję informacji o kościele chłoniemy powiewy historii.
|
Kościół na Wzgórzu |
|
Freski w Kościele na Wzgórzu |
|
Jeden z bocznych ołtarzy |
|
Napis nad wejściem |
|
Freski |
|
Freski |
|
Chrzcielnica |
|
Płyta nagrobna |
|
Ołtarz |
|
Ołtarz w prezbiterium |
|
Ołtarz w nawie bocznej |
|
Krypta |
Wychodzimy z kościoła i schodzimy ze wzgórza na rynek. Czas
na ciorbę i kawkę.
|
Sighisoara |
|
Sighisoara - malownicze średniowieczne miasto w Rumunii |
PRZYDATNE INFORMACJĘ
Samochodem do Sighisoary w sezonie turystycznym najlepiej przyjechać
rano. Łatwiej wówczas znaleźć bezpieczne, wygodne i położone niedaleko starówki
miejsce parkingowe. My zaparkowaliśmy na ulicy Starda Anton Pann. Koszt 5 RON za cały dzień.
Bilety do muzeów i kociołw nie sa drogie: zwiedzanie Kościoła
na Wzgórzu podobnie jak Kocioła Klasztornego kosztuje 8 RON od osoby.
Nie nocowaliśmy w Sighisoarze. Zniechęciły nas bardzo złe,
internetowe opinie o tamtejszych kempingach, które potwierdzili spotkani po
drodze Polacy. Lepiej więc poszukać kempingu w innym miejscu.
Sighisoarskie knajpki nie są bardzo drogie, ale i nie tanie.
Popularna ciorba, czyli słynna rumuńska zupa niewiele, albo wręcz nic się od
naszej, polskiej nie różniąca, kosztuje tam około 10 – 14 Lei. Nam się wydaje,
że to jednak sporo.
|
Dachy Sighisoary |
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy za miłe słowa.
OdpowiedzUsuń