Muszę psychiczne odpocząć od ponurej historii
nazizmu, a jako że przed nami Norymberga, proponuję krótką przerwę. Poświęcę ją temu gdzie i jak sypiamy w podróży.
Stawiamy na kempingi.
To prawda, że wiele lat temu z powodów finansowych wybraliśmy
ten sposób spędzania nocy, ale dzisiaj, za żadne skarby świata, nie
zamienilibyśmy biwakowania na hotelowe wygody. Już wyjaśniam dlaczego. Podróż
to przygoda. Zmiana sposobu życia i myślenia. Czas poznawania miejsc i ludzi, ludzi
których w normalnym, codziennym życiu nawet byśmy nie zauważyli. Czas robienia
rzeczy, których zazwyczaj nie robimy. Po prostu czas bycia sobą. A hotel? Hotel
z tego punktu widzenia ma same wady. Bo jaka w hotelu może człowieka spotkać
niespodzianka, czy przygoda, chyba prusaki za umywalką, ewentualnie brud albo
pluskwy w tapczanie. W hotelu nie ma też potrzebnego do życia luzu, jest za to
sztywno i prawie zawsze próbuje być elegancko. Gdy pewnego razu, po długiej i
męczącej podróży, ubrani w niezbyt czyste za to mocno wygniecione dresy, meldowaliśmy się w hotelu, uprzejma do granic
możliwości pani z recepcji poprosiła o uregulowanie rachunku z góry. Strasznie
się mitygowała gdy zaczęliśmy z mężem
chichotać. Hotel to obce łóżko, hotel to też anonimowość korzystającego z tego
łóżka gościa, bo trudno przecież zaprzyjaźnić się z sąsiadem, od którego dzieli
cię ściana. I za te wszystkie wady trzeba płacić dużą kasę. Szkoda marnować
wakacje na hotele.
Co innego kemping.
Tam czujesz się zawsze jak w domu, bo jesteś jak
ślimak z własną chałupką na grzbiecie. Wszystkie rzeczy pod ręką, czyli w
samochodzie. Nad głową niebo, a dookoła, w zasięgu wzroku, sąsiedzi,
biwakowicze tacy jak ty. Ludzie, z którymi można pogadać. Wymienić
doświadczenia i informacje o tym gdzie warto pojechać, co zobaczyć, których
dróg unikać, a które warto przejechać ze względu na olśniewające i zapierające
dech w piersiach widoki. I to nie prawda, że trzeba być poliglotą. Nie. Wystarczy
podstawowa znajomość języka angielskiego, odwaga, sprawne ręce i dobre chęci. I
jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Na kempingu nie ma ludzi starych ani
młodych. Tam każdy ma lat tyle na ile się czuje. Wszyscy około 20-tki.
Nieduży samochód wiedzie wszędzie |
Samochód czyli nasze miejsce do spania.
Spanie w samochodzie może wydawać się mało wygodne.
Wszystko jednak zależy od tego jaki to samochód. Zwykły sedan oczywiście się
nie nadaje, bo noc spędzona na siedząco lub co najwyżej pół leżąco odpada. W
podróży trzeba być wypoczętym, by mieć siły i chęci do zwiedzania, poznawania,
oglądania i odkrywania. Poza tym urlop to przyjemność i odpoczynek, a nie kara
i męczarnia, więc wygodne spanie to podstawa. Kilkanaście lat temu, gdy po raz
pierwszy sami zaplanowaliśmy i zorganizowaliśmy podróż (była to włóczęga po
Włoszech) zdecydowaliśmy się na namiot. Mieliśmy wprawdzie pewne wątpliwości
dotyczące tego czy ludzie po pięćdziesiątce powinni tak sypiać, bo to i na
czworakach trzeba łazić, i wilgoć większa, no i codzienne rozbijanie obozu może
okazać się zbyt męczące. Wszystkie nasze
obawy okazały się jednak bezpodstawne. Frajda była ogromna. Kupiliśmy namiot
trzyosobowy z dużym przedsionkiem, w którym mieścił się stolik i krzesła.
Rozbijaliśmy go codziennie wieczorem i codziennie rano zwijaliśmy. Nie
zniechęciło nas nawet rozbijanie obozu w strugach deszczu, jakie przytrafiło
się nam w Asyżu. A współczesne namioty to po prostu istne cuda, ich
rozstawienie jest stosunkowo proste i szybkie, a kilka dni temu, będąc w jednym
z marketów sportowych, widzieliśmy nawet namiot, który sam się nadmuchuje. Tak więc
nie ma się co bać. Dzisiaj jednak śpimy inaczej.
Nasz dom w podróży |
Van jak tapczan.
Kilka lat po wyprawie do Włoch zauważyliśmy, że
samochód combi może świetnie służyć jako tapczan. Wystarczy zostawić na swoim
miejscu dwa przednie fotele, pozostałe wyjąć. Powstaje dużo wygodnego miejsca
do spania. Sprawdźcie sami. Jeszcze lepiej pod tym względem sprawdza się van. Dzisiaj
jeździmy po Polsce i Europie siedmioosobowym
Fordem Galaxy, który na czas wyprawy staje się dwuosobowym „vanem z tapczanem”.
Z grubej na 10 cm
gąbki wycięliśmy materac dopasowany do tyłu samochodu. Uszyłam pokrowce. Takie
spanie jest niewiele węższe od tego domowego, za to na kołach, więc sucho i
ciepło. Podczas jazdy, na okrytych kocem materacach leżą, pod plandeką, bagaże.
Wieczorem przenosimy je na przednie fotele i spanie gotowe. Niektórych to
trochę dziwi, innych śmieszy. W zeszłym roku miły Szwajcar kontrolujący nas na
granicy w żaden sposób nie potrafił zrozumieć co oznaczają moje słowa, że śpimy
w samochodzie. Widać załadowany tył naszego Forda nie wydawał mu się miejscem przygotowanym
do spania. Dopiero wyciągnięcie poduszki i pokazanie kołdry wystającej spod innych
niezbędnych na kempingu bagaży spowodowało pojawienie się na jego twarzy
nagłego wyrazu zrozumienia. Pojął, ale bardzo starał się ukryć rozbawienie. Musiał
uznać nas za dziwaków z Polski. Na kempingach natomiast nikogo nie dziwi nic.
W Chorwacji |
Ostatnio zaszaleliśmy. Dokupiliśmy szybko rozkładany namiot – świetlicę. Bez podłogi, ze wszystkich stron zamykany. Nazywamy go zamkiem, bo przypomina rozstawiamy namiot - zamek naszej wnuczki. Jest tylko dużo, dużo większy. Przekonał nas do takiego rozwiązania ubiegłoroczny deszczowy wrzesień. Taki namiot to dach nad stołem w czasie deszczu. Zobaczymy jak się sprawdzi. W lipcu planujemy szkoleniowe rozkładania i zwijania nowego nabytku w ogródku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz