Oto kolejna porcja wspomnień z naszej tegorocznej, wrześniowej podróży do Grecji:
8 września 2016r.
8 września 2016r.
Obudziłam się i nie otwierając
oczu zaczęłam nasłuchiwać. Cisza. Zupełna cisza. Nawet psy nie szczekają.
Nic nie tłucze w dach samochodu.
Nie słychać zawodzenia wiatru,
ani przejmujących trzasków walących w drzewa piorunów.
Nie słychać też groźnych pomruków
na przemian zbliżającej się lub oddalającej burzy.
Tak było niestety całą wczorajszą
noc spędzoną na kempingu w Mitrze koło Sparty. 12 godzin potopu, nawałnicy i
burz przychodzących i odchodzących jedna po drugiej. 12 godzin szaleństw pogody
nad Peloponezem, pogody, która zniweczyła dorobek wielu ludzi, zalała wiele
domów, pól i oliwnych gajów, zniszczyła drogi i pobrudziła jeszcze dwa dni temu
lazurowe morze.
Pogody, która niestety zabiła
kilka osób.
A my nieświadomi dziejącej się
tragedii spokojnie spaliśmy w naszym Fordusiu ustawionym przezornie na
utwardzonej żwirkiem górce, na kempingu Castle View, pewni, że ten dzielny
samochód to najbezpieczniejsze miejsce pod Słońcem.
Tak było poprzedniej nocy. A
dzisiaj?
Odsłoniłam okno samochodu i
patrzę w niebo. Lazuru brak, chmury są. Na upalny skwar i nieskazitelnie
czyste niebo raczej liczyć nie możemy. A wczoraj po południu, gdy dotarliśmy do
Areopoli na półwyspie Manii, myślałam, że anomalie pogodowe mamy już za sobą. Znowu
zobaczyliśmy greckie, błękitne niebo. Słońce niemiłosiernie paliło, ale
urokliwe uliczki Areopoli wyglądały w jego świetle bajecznie urokliwie. Trzeba
się jednak cieszyć tym co jest, czyli ciepłem i brakiem deszczu. Jesteśmy w
Kalamacie. W planach mamy szybki przejazd na północ, do Olimpii. Nie ma się co
guzdrać. Trzeba wstawać.
*
* *
Andrzej pilnuje kempingowej
dyscypliny. Dzięki temu zawsze mamy na drogę kanapki i w termosie kawę. Nie
wiem czy bez jego nacisków włączyłabym się do przygotowywania prowiantu. Wieczorem
zniechęca mnie zmęczenie, rano …, no właśnie co zniechęca mnie do robienia
kanapek rano? Trzeba powiedzieć sobie prawdę. Rano zniechęca mnie lenistwo.
Tym razem i kanapki i kawa już są
gotowe. Ostatnie ulewy jasno nam uświadomiły, że trzeba wszystko robić wtedy gdy natura na to pozwala, bo później może być różnie. Dlatego wczorajszego,
pogodnego wieczora Andrzej zrobił kawę, ja kilka kanapek.
Rybacy z Kalamaty handlują tym co złowili w nocy |
Słońce bez powodzenia usiłuje
przebić się przez chmurzyska, ale dzień zapowiada się ciepły. Wyjeżdżamy z
Kalamaty. Jeszcze tylko ostatni rzut oka na malutkie, rybackie łódki-łupinki,
jakich używają Grecy do połowów ryb. Już wróciły z nocnej wyprawy na morze, a ich
właściciele sprzedają prosto z pokładu to co wpadło w sieci. Kupujący wybierają
świeżutki towar, przyglądając się temu co rybacy mają do zaoferowania.
Żegnamy budzącą się do życia
Kalamatę, by najpierw autostradą, a potem – jak to mamy w zwyczaju – bocznymi
drogami popędzić do Olimpii. Dopiero za miastem widzimy, że sprzątanie po burzy
nie wszędzie dobiegło końca.
Wyjazd z Kalamaty |
Mijamy samochody pogniecione jak puszki po piwie |
Mijamy stosy naniesionych przez wodę gałęzi |
Bardzo ostrożnie jedziemy po błocie, które na
asfalt spłynęło z gór. Razem z brunatną breją na drogę zjechało wszystko co
tylko wodzie udało się porwać. Mijamy sterty gałęzi, kamieni, poniszczone auta,
zalane wodą pola i oliwne gaje. Ludzie z miotłami, łopatami i ogrodowymi wężami
walczą z wszechobecną brudną mazią. Masz Fordzik też się ubrudził błotem
zalegającym szosę. Po powrocie do Polski trzeba będzie wyszorować mu
„brzuszek”.
Plaża w Agiannakiz |
Jedziemy wzdłuż wybrzeża. Z szosy
wprawdzie morza nie widać, ale wiemy, że jest niedaleko więc skręcamy w
boczną drogę, która wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi oraz naszej mapie powinna doprowadzić do plaży. Andrzej wyczytał w przewodniku, że w tej części
Grecji są one duże i ładne. To prawda. Wielka, szeroka i jak na greckie warunki
można powiedzieć, że piaszczysta plaża wygląda obiecująco. Biegnę nad wodę w
poszukiwaniu „skarbów”. Niestety pięknych muszli brak. Właściwie nigdzie ich w
Grecji do tej pory nie znalazłam, więc nie czuję się specjalnie zawiedziona. Wokoło pusto i trochę wietrznie. Z nieba zwisają biało-granatowe, nie wieszczące nic dobrego, chmury. Zastanawiamy się co, nie najlepsza pogoda czy koniec sezonu, spowodowały ten
brak zainteresowania tak urokliwym i sprzyjającym plażowaniu miejscem. Tylko
opuszczony, ale sądząc z wyposażenie, jeszcze kilka dni temu działający,
plażowy bar świadczy o tym, że niedawno byli tu ludzie. Mocno wieje. Chowamy
się za Fordzika i pijemy kawę.
Zapomniany bar na plaży |
Intrygują mnie dziwne, okolone
powbijanymi w żwirek kijkami, przykryte lekką, aluminiową kratką miejsca na
plaży. Jest ich sporo. Wyglądają jak wykonane przez dzieci, niedokończone, dziwaczne, piaskowo-patyczkowe budowle. Wszystkie są do siebie podobne. Zauważam karteczki z napisami
poprzyczepiane do wbitych w plażę suchych kijków. Podchodzę i czytam. Wołam Andrzeja.
Powinnam była się domyślić. To gniazda żółwi.
Zabezpieczone przez nieuwagą plazowiczów gniazda żółwi Caretta Caretta |
Tabliczki informacyjne na żółwich gniazdach |
Na karteczkach zabezpieczonych przed
zamoknięciem napisano w trzech językach: „Uwaga, proszę nie niszczyć.
Monitorowane gniazda zagrożonych morskich żółwi Caretta Caretta. Chronione
prawem”. Odruchowo zaczynamy mówić ciszej. Przecież pod piaskiem są żółwiowe
dzieci. Jeszcze w jajkach, ale zawsze. Nie powinniśmy im przeszkadzać w
narodzinach.
Żółwie Caretta to jedna z
atrakcji turystycznych Grecji, a zwłaszcza wyspy Zakynthos. Przebojem
tamtejszych biur podróży są morskie wyprawy „na żółwie”. Oczywiście z aparatami
fotograficznymi. Bardzo chcieliśmy zobaczyć te duże, ważące do 200 kilogramów gady
pływające wśród morskich fal. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany i o
promowej wycieczce na Zakynthos musimy zapomnieć. Może dlatego tak bardzo
cieszą mniemnie te skromnie wyglądające gniazda na plaży w Agiannakiz.
Żółw Caretta Caretta |
Żółw Caretta jest jednym z
siedmiu morskich żółwi żyjących na Ziemi. Występuje nie tylko w Morzu
Śródziemnym, ale również na Atlantyku, w Oceanach Spokojnym i Indyjskim.
Gniazda samice budują na plażach, najczęściej na tych, na których same się
urodziły. Wygrzebują dołki i składają do nich nawet ponad 100 jaj. Właśnie nad
takim dołkiem zbudowanym przez żółwiową mamę stoimy. Młode żółwiki po urodzeniu
pędzą do wody i już do końca życia muszą radzić sobie same. Te z "naszego" dołka będą miały blisko. Fajnie by było taki
wyścig o życie, bo głodne ptaki tylko czekają okazji, zobaczyć, ale cóż nie
jest nam to dane. Może kiedyś przyjedziemy na Zakynthos, zostaniemy dłużej i
spróbujemy poobserwować z daleka te piękne zwierzęta; gady, które o życie muszą walczyć
nie tylko z naturalnymi wrogami, ale też z ludźmi bez
pardonu anektującymi piaszczyste wybrzeża, ich odwieczne miejsca rozrodu. Na szczęście grecki
rząd stara się chronić żółwie. Na „żółwiowe” plaże na Zakynthos nie wolno na
przykład wchodzić nocą, gdy samice wychodzą z wody składać jaja, nie wolno w
plaże wbijać parasoli, by nie uszkadzać jaj, nie wolno zostawiać na plażach
plastikowych śmieci, zwłaszcza charakterystycznych dla naszej cywilizacji woreczków
foliowych, by żółwie ich nie zjadały myląc z meduzami (tak jakby śmiecenie w
innych miejscach było w porządku). Od marca do sierpnia (podczas okresu
rozrodczego Caretta Caretta), od 22.00 do rana, ze wzglądu na czyniony, a
niemiły żółwiom hałas nie lądują też na Zakynthos i nie startują samoloty. Tylko czy to
zatrzyma gromady turystów?
Tym wszystkim, którzy chcą o żółwiach Caretta Caretta dowiedzieć się więcej polecam:
Okres lęgowy żółwi Caretta jest
długi i trwa od czerwca do września. Jeśli jednak ktoś chce zobaczyć naprawdę
wielki wylęg, setki biegnących do wody w wyścigu o życie maluchów, to powinien
wybrać się na Florydę. Rocznie panie żółwiowe carettowe budują tam około 70
tysięcy gniazd. W Europie dużo mniej, ale można je poza Grecją spotkać na
południowo-zachodnich wybrzeżach naszego kontynentu, w Turcji i na Cyprze.
A skoro już o żółwiach piszemy to
w Grecji w stanie dzikim spotkaliśmy je kilkakrotnie. Były to jednak żółwie lądowe.
Żółw grecki w Grecji |
Bardzo popularny wśród hodowców żółw grecki wylazł pod moje nogi z
niskich i mokrych krzaczków w ruinach starożytnego Dion pod górą Olimp. Z nieba
lał się wtedy na starożytne kamienie potworny żar, podeszłam więc do dających trochę cienia
krzaków przez które płynęła woda. Tam spotkałam gada. Spojrzeliśmy sobie
głęboko w oczy. Podniosłam go delikatnie za karapaks chcąc sprawdzić czy jest
chłopczykiem czy dziewczynką. Nie był zadowolony (on, bo okazał się chłopcem)
syknął ze złością dając mi do zrozumienia, że jestem intruzem w jego spokojnym świecie.
Szybko odstawiłam zwierzątko na ziemię. Żółwie są bardzo silne, mógł więc
przestraszony wyrwać się z moich rąk i upaść na kamienie. To groziło pęknięcie
jego skorupy. Żółwik odwrócił się do mnie ogonem i z godnością odmaszerował w
krzaczki. Raczej mnie nie polubił, ale nawet go rozumiem. Też bym nie była zadowolona
gdyby jakiś wielkolud mną wymachiwał w powietrzu.
Szukam cienia wśród ruin Dion |
Niespodziewane spotkanie |
Żółw grecki w Grecji |
Mały ale śliczny |
Chyba mnie nie polubił |
Kolejnego żółwia zobaczyliśmy w
Atenach. Odpoczywając w cieniu drzew rosnących w tamtejszym parku dojrzeliśmy
jak sporych rozmiarów zwierze dostojnie przecina parkową alejkę. Był to
prawdopodobnie żółw obrzeżony (nie jestem reptiliologiem). Miał 40 cm długości. Bardzo szybko uciekał w krzaki. Żółw obrzeżony to największy europejski żółw
lądowy, mieliśmy więc szczęście mogąc go zobaczyć w naturze. Niestety przyjdą
pewnie czasy gdy to nie będzie już możliwe. Populacja zarówno żółwi greckich
jak i obrzeżonych powoli, ale jednak spada. Niszczymy ekosystemy w
których żyją te zwierzęta.
Żółw obrzeżony |
Spotkanie w parku |
Żółw miał około czterdziestu centymetrów długości |
Właśnie w tym porciku zobaczyliśmy młodego żółwia Caretta Caretta |
Zostawiamy za sobą małe żółwiki z
plaży w Agiannakiz i ruszamy w kierunku najbliższego celu naszej podróży –
starożytnej Olimpii.
* * *
O tym dlaczego ta miejscowość wszystkim
kojarząca się ze sporem, nam kojarzyć się będzie z wiatrem i trzcinami w
następnym poście z "bałkańskiej" serii.Zapraszamy, a jeśli chcesz otrzymać informację o pojawieniu się kolejnego fragmentu relacji subskrybuj bloga.
Ciekawy artykuł. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy, ró znież pozdrawiamy i życzymy zdrowia.
Usuń