piątek, 26 sierpnia 2016

Kilometry kukurydzy i słoneczników czyli z Budapesztu do Belgradu

Droga szybka, ale widokowo nudna. Wczoraj przez słowackie góry turlaliśmy się i turlaliśmy, ale za to było na co popatrzeć. Dzisiaj kilometry uciekały spod kół jak iskierki ale za oknem.... na zmianę kukurydza i słoneczniki lub na odwót słoneczniki i kukurydza. Chyba jechaliśmy przez "węgiersko-serbską spiżarnię". 

Przy okazji: na granicy Unii Europejskiej i Serbii - mimo naszych obaw podsycanych internetowymi doniesieniami - nie czekaliśmy długo na  odprawę, zaledwie 10 minut. Miły, węgierski strażnik graniczny spytał tylko uprzejmie, patrząc w paszporty "Wy kuda?" Serbowie natomiast wbili stempelki i pomachali na do widzenia. Za to w przeciwną stronę "tłusta" godzinka czekania - jak nie więcej. 

Żeby urozmaicić sobie troszkę nudnawą drogę autostradami wpadliśmy do Szeged. Tym co za geografią w szkole nie przepadali przypominam, że to takie miasto w południowych Węgrzech, przy samej granicy z Serbią. Przedmieścia troszku jakby zapyziałe, ale w centrum widać dawne przepych i piękno.


Ratusz w Szeged
Szeged leży nad Cisą. Owa rzeka w 1879 roku przysporzyła mieszkańcom wielu nieszczęść. Ogromna powódź zniszczyła wówczas miasto, a  Szegedanie, w podzięce za ocalenie, wybudowali ogromy kościół, który dziś góruje nad miastem. Świątynia zwana Kościołem Wotywnym Dom Templom może nie jest bardzo piękna, ale z pewnością jest imponująca.


Kościół Wotywny Dom Templom
Wnętrze kościoła w Szeged

Malowidła na kopule

Witraż 

Architektura Szeged

Na upały wodna mgiełka
Noc spędzamy na kempingu Dunav, kilkanaście kilomentrów od centrum Belgradu. Dni świetności ma on już za sobą, chociaż jak podają właściciele na swojej stronie w 2010 roku zdobył miano najlepszego w Serbii. Dzisiaj na internetowych zdjęciach z trudnością poznaję to co widzę w realu. Drzew praktycznie brak. Sanitariatom i prysznicom przydałby się remoncik, ale cóż, prąd jest, oświetlenie jest, ciepła woda też. Polecam chociażby dlatego, że o innym kempingu w Belgradzie nic nie wiem. Obsługa za to miła, włada biegle językiem angielskim. Za dwie osoby, samochód i prąd płacimy 2200 dinarów. 

http://www.campdunav.com/



Camp Dunav i nasz domek na czterech kółkach

Kemping Dunav leży na wysokiej skrapie, nad Dunajem, jak sama nazwa wskazuje, nieopodal dzisiejszej dzielnicy Belgradu Zemun. Piszę dzisiejszej, bo jeszcze nie tak dawno, do 1934 roku, było to samodzielne miasto. Oddzielone od Belgradu rzeką należało do Austro-Węgier. Za rzeka była Turcja.
Dzisiaj Zemun próbuje zostać atrakcją turystyczną Belgradu. Nadrzeczne bulwary pełne są knajpek i restauracji, w których Serbowie i turyści relaksują się jak mawia nasza wnuczka. 


Podrapać za uszkiem krasnalka - na szczęście

Większa część  tej dzielnicy wymaga jednak generalnego i w dodatku natychmiastowego remontu. Tak sobie myślę, że gdyby Serbia należała do UE już dawno ktoś by napisał projekt pod tytułem rewitalizacja belgradzkiej dzielnicy Zemun, unijne pieniądze by spłynęły, malownicze domki by odrestaurowano i pięknie pomalowano. Wszędzie byłyby bary, winiarnie i knajpki. I niech się wiedeński Grinzing schowa. 


Belgradzkie Zemun
 Dzsiaj knajpek jest już (poza tymi nad rzeką) kilka. Następne też pewnie w końcu się pojawią. Zemun ma to coś, klimacik. Nazywajmy to zresztą jak chcemy i ani brud ani smród tego nie jest w stanie zniszczyć. Na razie. Bo jak za pare lat rozpanoszy się tu wielka turystyka, będzie czysto, pięknie, drogo i ... jak wszędzie. 
Tak więc mnie się podobało.


Zemun

Malownicze ale w ruinie - Zemun

Zemun
Jutro Belgrad.

2 komentarze:

  1. Kochani jestem zawiedziona... nei ma zdjęć słoneczników ;-) Całuję !

    OdpowiedzUsuń
  2. Słoneczniki już przekwitły. Czekają na zbiór i za jakiś czas będzie z nich olej. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń