Dotarliśmy na Węgry, do Tokaju, raju dla smakoszy wina. Tokaj, podobnie
jak trzy lata temu tak i wczoraj przywitał nas senną atmosferą rozleniwienia i
spokoju. Jest to niewielkie miasteczko leżące u zbiegu dwóch rzek Cisy i
Bodrogu, u podnóża góry (podobno wulkanicznej) o tej samej nazwie, otoczone
malowniczymi winnicami, polami podsychających już o tej porze roku
słoneczników, z których produkuje się olej oraz uprawami czarnego bzu, u nas w
Polsce rosnącego dziko, a tutaj równiutko, w rzędach na polach między
winnicami. Nie bardzo wiemy co Węgrzy z owoców czarnego bzu robią. Polscy
zielarze polecają bardzo zdrowy sok.
|
Pola słoneczników. Troszkę krzywe, bo zdjęcie robione z jadącego Fordusia |
Tokajskie białe wina (bo są to
białe wina deserowe) Europa doceniła już w piętnastym wieku. Polska szlachta
nazywała je węgrzynami. Dzisiaj trunki o nazwie tokaj mogą być produkowane
tylko tutaj gdzie jesteśmy, to znaczy w rejonie Tokaj-Hegyalia obejmującym
południowo-wschodnie Węgry i południowo-wschodnią Słowacje. Jeszcze nie tak
dawno, bo do 2006 roku nazwy tej używali też producenci wina z Alzacji. Obecnie
im nie wolno.
|
Wina tokajskie można kupić w takiej postaci.... |
|
...albo w takiej - chociaż Egri Bikaver to raczej z Eger nie z Tokaju |
Smak i aromat tutejszych win jest
bardzo charakterystyczny i proszę sobie wyobrazić, że zawdzięczają go one nie
tylko klimatowi i miejscowej, wulkanicznej glebie, w której rosną winogrona,
ale również pleśni, tokaje produkowane są bowiem z podsuszonych winogron, które
jeszcze dodatkowo muszą ulec tak zwanemu szlachetnemu spleśnieniu. Może lepiej
więcej nie wiedzieć o produkcji szlachetnych węgrzynów, bo przestaną smakować.
|
Wioska w okolicach miasteczka Tokaj |
|
Wszędzie "pachnie" winem |
Z Polski do Tokaju jest około 600 kilometrów. Nie spieszyliśmy
się ,więc wybraliśmy drogę przez Tarnobrzeg, Rzeszów, przełęcz Dukielską, Svidnik,
Trebisov, Tokaj. Jest to trasa dla cierpliwych, albo bardzo cierpliwych. Wąska,
bardzo ruchliwa, w Polsce pełna tirów, o pozostawiającej wiele do życzenia nawierzchni,
na wielu odcinkach bez utwardzonych poboczy, biegnąca przez wioski, w których
obowiązuje ograniczenie prędkości. Jeśli komuś zależy na czasie, albo brakuje
mu cierpliwości radzimy wybrać inną, lepszą i szybszą drogę. Jechaliśmy 10
godzin. Jak łatwo obliczyć średnia prędkość to 60 km/godzine. Ale nam się
podobało.
|
Tokaj - główna ulica |
|
Tokaj |
|
Piękne bramy |
|
Pomnik Ferenca Rakoczego |
|
Przystojny był ten Ferenc |
|
Tokajski sklepik |
|
Do Tokaju przyjeżdża wielu Polaków. Zamówienie posiłku w restauracji bez znajomości języków nie jest trudne |
|
Uliczka w Tokaju |
|
Fontanna z pijanym Bachusem. Trzymam drania za stopę. Może przyniesie szczęście😅 |
|
Winiarnia |
I jeszcze dwa słowa o kempingu,
na którym śpimy. Nazywa się Tisza Virag. Jest ładnie położony nad rzeką Cisą,
do centrum Tokaju trzeba tylko przejść przez most. Jest również spory i zacieniony
wysokimi drzewami. Niestety toalety i prysznice wymagają solidnego remontu.
Bardzo solidnego. Niby czyste, ale raczej dla zaprawionych w bojach podróżników.
Za to woda gorąca i darmowe WiFi, ale tylko w pobliżu recepcji. Za dwie osoby,
naszego Fordusia i elektryczność zapłaciliśmy 4300 Forintów (około 14 Euro). Z
takimi sanitariatami to raczej drogo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz