Nareszcie Słońce „wróciło” na
swoje miejsce. Ostatnie kilka dni pochmurnego nieba, deszczów nawalnych,
lokalnych powodzi, trąb powietrznych i tym podobnych, niekończących się
wybryków pogody mamy nadzieję zostawić za sobą razem z najbardziej wysuniętym
na południe naszego kontynentu półwyspem. Po niebie płyną błękitne obłoczki
niczym gęsi po babcinym stawie, ale one na szczęście kolejnego załamania pogody
raczej nie zapowiadają. Używamy słowa raczej,
bo kilkakrotnie w ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy nadzieję, że najgorsze jest za nami. Niestety, nadal lało, nadal zalewało, dmuchało i łamało drzewa. Tegoroczny początek września nie dopisał na Peloponezie, dziś jednak
opuszczamy niegdysiejsze królestwo mitycznego Pelopsa, więc może pogodowe anomalie zostawimy za sobą. Mimo wszystko jednak żal, bo
oznacza to, że półmetek podróży jest już za nami i azymut wskazuje Polskę.
Trochę szkoda, Tyle tu jeszcze fajnych i ciekawych miejsc do odwiedzenia. Pocieszające
jest jedynie to, że przed nami jeszcze dwa tygodnie bałkańskich doznań. No to w
drogę.
Półwysep Peloponeski połączony
jest (a właściwie był) w sposób naturalny z resztą Europy jedynie na wschodzie, poprzez Przesmyk Koryncki. To taki wąziutki kawałek lądu, który znacznie
podnosił koszty transportu morskiego w tamtym regonie. W 1893 roku rozkopano,
więc przesmyk czyniąc de facto z Peloponezu wyspę. Kanał Koryncki połączył
Morze Egejski z Jońskim, a to pozwoliło właścicielom statków zaoszczędzić dwieście mil morskich podróży i co za tym idzie sporo kasy.
Nadal jednak na Peloponez można było dojechać jedynie od wschodu. Sto
jedenaście lat późnie pomyślano, więc o transporcie lądowym i połączono
zachodnią część półwyspu (a właściwie już wyspy) z resztą Europy mostem. I
właśnie w kierunku tego mostu zmierzamy.
Wjeżdżamy do Patras |
Mijamy Patras. Jest to trzecie
pod względem wielkości miasto i drugi port w Grecji. Założył je 14 lat przed
naszą erą Oktawian August, rzymski cesarz. Ale to nie jedyna, sławna osoba
związana z tym miastem. W drugiej połowie pierwszego wieku naszej ery w Patras
stracił życie na krzyżu święty Andrzej. Relikwie Świętego przechowywane są w
tutejszej, prawosławnej bazylice.
Kościół pod wezwaniem św. Andrzeja w Patras źródło: By Michael Paraskevas, CC BY-SA https://en.wikipedia.org/wiki/Patras#/media/File:Patras_-_Agios_Andreas_-_panoramio.jpg |
Archikatedra w Patras relikwie św. Andrzeja źródło: By Napoleon Vier z nl, CC BY-SA 3.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Patras#/media/File:Relikwandreas.JPG |
Rezygnujemy ze zwiedzania, ale
wjeżdżamy na przedmieścia, bo musimy kupić coś do jedzenia. Jadąc zabudowaną
niewysokimi, niezbyt malowniczymi domami uliczką docieramy do nadmorskiej,
dwupasmowej promenady. Biegnie przez całe miasto w kierunku mostu łączącego Peloponez z resztą kontynentu. Rozglądamy się w poszukiwaniu sklepu
i trafiamy na swojsko wyglądającego Lidla. Jak w domu: parking, sklepowe wózki.
Zatrzymujemy Fordusia i dajemy nura między sklepowe regały. Po chwili jedziemy
dalej zaopatrzeni w pomidory, paprykę, cebulę, ogórki, oliwki, fetę,
kukurydziane pieczywo i wino. Na kolację będzie grecka sałatka.
Przebijamy się przez korki w Patras |
Panorama Patras źródło: By AlekH - Patras from Ferry 2003.jpg, en.wikipedia.org, CC BY 3.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Patras#/media/File:Patras_from_Ferry_2003.jpg |
Estakady prowadzą nas w kierunku
mostu wybudowanego nad cieśniną Rio-Andirio (to nazwy dwóch miasteczek
położonych na przeciwległych końcach mostu). Do 2004 roku, by w tym miejscu dostać
się na kontynent, trzeba było stracić około pięćdziesięciu minut na promie.
Dziś wystarczą niecałe dwie minuty kosztujące niecałe 14 euro.
Most Rio-Andirio wyłonił się przed nami z mgiełki |
Most – duma Grecji – prezentuje
się na prawdę pięknie. Jest wantowy, czyli podwieszany, ma 2883 metry długości i
cztery pylony. Suniemy powoli krętymi estakadami, a on wyłania się nagle z
lekkiej mgiełki na tle zielonkawych, kontynentalnych wzgórz. Sięgam po aparat
fotograficzny i pstrykam zdjęcia. Przez szybę, trudno. Andrzej jedynie troszkę
zwalnia, bo zatrzymywać się tu nie wolno.
Roboty drogowe nie przeszkadzają w podziwianiu pięknej linii mostu |
Czyż nie piękny? Jak wielki dinozaur przełażący przez zatokę😄 |
Most jest wygięty, jakby
zgarbiony, leciutki jak wstążka ćwiczącej gimnastyczki. Z daleka przypomina nam
troszkę grzbiet małego, białego dinozaura z kostnymi płytami na grzbiecie. Dinozaura
wędrującego przez zatokę w kierunku europejskich gór. Oddano go (most
oczywiście, a nie przedpotopowego gada) do użytku w sierpniu 2004 roku niedługo
przed rozpoczęciem XXVIII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Atenach.
Most widziany z brzegu źródło: By Ylvo z nl, CC BY-SA 3.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Rio-Andirio_(most)#/media/File:BrugPatras.JPG |
Charilaos Trikupis, pierwszy pomysłodawca budowy mostu źródło: Domena publiczna, https://pl.wikipedia.org/wiki/Charilaos_Trikupis#/media/File:Charilaos_Trikoupis.gif |
Nazwany został imieniem
wielokrotnego premiera Grecji Charilaosa Trikupisa. To właśnie ten pan wpadł na
pomysł, by taką budowlę w tym, a nie innym miejscu postawić. Było to dość
dawno, pod koniec dziewiętnastego wieku. Na realizację inwestycja musiała
poczekać ponad sto lat, ale się udało. Most stoi, chociaż łatwo nie było i
sporo kosztowało. Teren, na którym inżynierowie go posadowili jest terenem
sejsmicznym. Trzęsienia ziemi się tu zdarzały, zdarzają i zdarzać niestety będą.
Powoduje je uskok tektoniczny, przebiegający rzec by można pod mostem.
Dodatkowo podłoże, na który wszystko stoi to nie twarda, lita skała, lecz skalne
rumowisko. Brzmi groźnie? Brzmi. Ale inżynierowie obiecują, że ich
dzieło przetrwa trzęsienie ziemi do 7 stopni w skali Rychtera. Oby nikt nigdy
tego nie musiał sprawdzać.
Wymiary mostu Rio-Andirio źródło: By Pinpin - self-made with Inkscape from Gefyra Construction, CC BY-SA 3.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Rio-Andirio_(most)#/media/File:Rio_AntiRio_Bridge_Elevation-fr.svg |
Tak budowano most Rio-Andirio źródło: By GEFYRA - Nikos Daniilidis, CC BY-SA 3.0, https://pl.wikipedia.org/wiki/Rio-Andirio_(most)#/media/File:GEF_10117.jpg |
Trzęsienia ziemi nawiedzające od
czasu do czasu te tereny narobiły już wcześniej wiele szkód. Przykładem może
być historia starożytnego miasta Eliki. Leżało ono nad zatoką Koryncką, na
półwyspie Peloponeskim. Było dwa i pół tysiąca lat temu znaczącym grodem Achai,
w którym czczono boga mórz Posejdona. Niestety w trzysta siedemdziesiątym trzecim
roku przed naszą erą potężne trzęsienie ziemi i fale tsunami starły Eliki z
powierzchni ziemi. Jeszcze przez wiele stuleci jego zrujnowane pozostałości
widać było podobno wystające z wody. Pisali o tym między innymi Strabon i
Pauzaniasz.
Moneta z Eliki źródło: Domena Publiczna https://en.wikipedia.org/wiki/Helike#/media/File:Helike-coin.jpg |
Wykopaliska nad Zatoką Koryncką, może to starożytne Eliki źródło: By Drekis - Own work, CC BY-SA 3.0, https://en.wikipedia.org/wiki/Helike#/media/File:Helikeausgrabungen.jpg |
Archeolodzy przez wiele lat
szukali Eliki. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku odkryli wreszcie w
delcie rzek Selinunte i Kerinitis,
w wiosce Rizomylos, pozostałości miejskiej zabudowy. Nurkowie odnaleźli też
resztki miasta pod powierzchnią wód Zatoki Korynckiej. Zdaniem historyków jest
prawdopodobne, że właśnie zatopienie Eliki było inspiracją dla Platona, gdy
pisała o Atlantydzie. No cóż miejsce z pewnością bezpieczne nie jest.
Most Rio-Andirio... |
... w całej krasie. |
Zbliżamy się do przeprawy przez miejsce, w którym łączą się
dwie zatoki: Patraska i Koryncka. Charakterystyczne dla płatnych autostrad bramki
wjazdowe przypominają, że za przejazd trzeba zapłacić. Andrzej bierze z maszyny
kwitek i ruszamy. Białe liny podtrzymujące most migają przed przednią szyba
samochodu hipnotyzując mnie zupełnie. Andrzeja mam nadzieję nie, bo trzyma
kierownicę. Ja widzę tylko most. Ruch jest niewielki, prawie żaden. Wydaje się
jednak, że to nie opłata za przejazd jest tego powodem. W tej części Grecji nie
spotkaliśmy na drogach zbyt wielu aut. Filmuję, a białe wanty migają, migają, migają…
.
Pobudka. Punkt poboru
opłat. Trzeba złapać się za kieszeń.
W dole bramki, czas na opłatę za przejazd |
Zjeżdżamy na stały ląd i wreszcie
możemy rozejrzeć się wokoło. To tutaj, na tych woda rozegrała się w 1571 roku
największa morska bitwa okrętów napędzanych wiosłami. Starli się żołnierze -
marynarze Świętej Ligi (związek państw katolickich) i tureccy. Próbujemy
wyobrazić sobie zatokę, po której pływa blisko pięćset okrętów. Musiał być
niezły ścisk. Było by to może śmieszne, gdyby nie tysiące istnień ludzkich,
jakie ta bitwa pochłonęła. Historia naszego świata to głównie historia
zabijania.
Siłami „naszych”, czyli
chrześcijan dowodził wtedy Juan de Austria, Turkami Ali Pasza. Zwyciężyła
Święta Liga. Bitwa jest znana, jako bitwa pod Lepanto, bo tak nazywali leżące
niedaleko miasto Nafpakos, rządzący tu wówczas Wenecjanie.
Bitwa pod Lepanto, obraz nieznanego autora źródło:National Maritime Museum (BHC0261), Domena publiczna, https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Lepanto_(1571)#/media/File:Battle_of_Lepanto_1571.jpg |
Patrzymy na wodę i zastanawiamy się,
jaki miała w owym 1571 roku kolor. Czerwony? Na pewno nie ulubiony przez
turystów – lazurowy.
Jeszcze ostatni rzut oka na most,
który w dniu oddania do użytku, w 2004 roku, był najdłuższym mostem watowym na
świecie. Dziś stracił już palmę pierwszeństwa.
Zostawiamy Peloponez za sobą i
bierzemy kurs na Lefkadę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz