Jak było? Co widzieliście? Jaka jest Grecja? Takich pytań
spodziewaliśmy się po powrocie do Polski z naszej wielkiej, greckiej wyprawy.
Już widzieliśmy oczyma duszy tłumnie walących do naszego domu członków rodziny
i znajomych, wyjadających z szafki słodkości, okupujących kanapy, wypijających
hektolitry kawy, zadających tysiące pytań o wrażenia i możliwości samodzielnego
zorganizowania takiego wyjazdu, a wszystko to celem kontemplowania naszych przeżyć
i oglądania licznych, przywiezionych przez nas zdjęć. I tu rozczarowanie.
Pytania, owszem, były, ale zupełnie nie takie jakich oczekiwaliśmy.
Nie Grecja, Albania czy Bośnia budziły
zainteresowanie. Nie jakość kempingów i infrastruktury turystycznej w
odwiedzonych przez nas krajach. Nawet nie to jak udało nam się przetrwać burze,
powodzie i huragany, które nawiedziły Peloponez we wrześniu. Nic z tych rzeczy.
Górskie drogi - na zdjęciu Szwajcaria - nie są łatwe do podróżowania, ale są piekne. |
Pytania w zasadzie zadawano nam dwa.
Po pierwsze: czy nie baliśmy się
jechać tyle tysięcy kilometrów starym samochodem?
Po drugie: ile nas to wszystko
kosztowało?
Od razu, uprzedzając maile, sms-y
i telefony oburzonej części znajomych i
rodziny, zaznaczam, że były też osoby, które zupełnie nie interesowały się
odpowiedziami na wyżej postawione pytania, zainteresowani natomiast były wrażeniami
z Grecji i Albanii. Ale byli w wyraźnej mniejszości.
Tak czy inaczej pomyśleliśmy
sobie, że skoro stary pojazd i koszty budzą takie zainteresowanie warto coś o
tym napisać.
Stare autko też może
Nasz samochód moczył kółka w Morzu Śródziemnym (Grecja), |
... i pokonywał górskie przełęcze (Szwajcaria). |
Już dłuższy czas jeździmy po
Europie mającym kilkanaście lat (nie lubi jak mu się publicznie wymawia wiek)
Fordem Galaxy. Nie zawiódł. Przejechał wzdłuż i w szerz Chorwację. Nie straszne
mu były góry Austrii, Szwajcarki, Włoch i Francji. W tym roku dziarsko
przemknął przez Bałkany robiąc w 32 dni siedem tysięcy kilometrów. Czy się nie
psuje? Oczywiście, że się psuje. Podobnie jak każdy starszy samochód. Jednak robi
to tylko w Polsce i tylko blisko domu. Taką mamy z nim umowę.
Oczywiście żartujemy, ale nadmiar
obaw i brak poczucia humoru to wróg miłośnika podróży.
Nasz samochód świetnie radzi sobie w tłoku. Na zdjęciu francuskie wybrzeże, |
... nadaje się też świetnie do robienia oryginalnych zdjęć. |
Na europejskich kempingach bez
większych problemów można znaleźć mniej lub bardziej stare auta. Także
popularne, zwłaszcza wśród zachodnioeuropejskich turystów kampery to nie zawsze
nówki. We wrześniu tego roku w Budapeszcie spotkaliśmy polską rodzinę
podróżującą z kilkunastomiesięczną córeczką starą przyczepą. Dwa lata temu w
Genui rozbili obok nas obóz młodzi Niemcy z trzymiesięcznym synkiem. Starym
samochodem ciągnęli przyczepę, która wiele już przeszła i sporo kilometrów w
kółkach miała. Nigdy też, na żadnym kempingu i w żadnym kraju, nikt nas nie
zapytał, czy nie boimy się jeździć starym samochodem. Ludzie interesują się
raczej tym jak kto przystosował samochód do długiej, wakacyjnej podróży, jakie
wymyślił udogodnienia i w co wyposażył pojazd.
Do wyjazdu trzeba po prostu przygotować
nie tylko siebie, ale też auto. Im jest starsze tym należy lepiej to zrobić. My odwiedzamy zaprzyjaźniony warsztat samochodowy, panowie mechanicy sprawdzają co
się da, wymieniają co trzeba i życzą nam szczęścia. Ubezpieczamy też samochód
specjalnym ubezpieczeniem samochodowym obejmującym kraje, do których się
udajemy. W dzisiejszych czasach, w dobie Internetu nie jest trudno znaleźć coś
odpowiedniego. Naszym zdaniem nie należy na tym oszczędzać. Nie tylko dlatego,
że przedstawiciel ubezpieczyciela pomoże w sytuacji awaryjnej, ale też dlatego,
że świadomość istnienia kogoś kto będzie nas wspierał w razie kłopotów
zwyczajnie pozwala spokojnie podróżować.
Dla większego komfortu, przed
wyjazdem wynotowuję adresy i telefony polskich konsulatów, znajomych
mieszkających w danych krajach i pomocy drogowej operującej w państwach przez które
zamierzamy jechać. Nigdy się nie przydały, ale uświadomienie sobie, że jest się
przygotowanym na każdą okazję pozawala zasypiać spokojnie.
Gdzieś we Francji. |
I najważniejsze: nie martwcie się
na zapas, bo nigdy nie opuścicie domu.
Co i ile za ile, czyli coś o kosztach
Od razy wyjaśniamy, że nie
wierzymy w wycieczki dookoła świata za 1500 złotych. Wszystko kosztuje i
opowiadanie dyrdymałów, że coś da się zrobić prawie za darmo jest nieprawdą.
Jeść trzeba, samochody na wodę nie istnieją, biwakowanie na dziko w większości
krajów jest niedozwolone i grozi mandatem, jazda na gapę też, a żałowanie
pieniędzy na filiżankę kawy lub pucharek lodów na urlopie jest niemądre i psuje
humor. Ważne jest natomiast, by to za co płacimy spełniało nasze oczekiwania i
sprawiała nam przyjemność. Oczywiście można jeździć autostopem lub rowerem z
plecakiem na plecach (fajna sprawa), co z pewnością pozwala ograniczyć wydatki,
ale nie każdy to lubi, a przede wszystkim nie każdy jest na tyle sprawny by móc
to zrobić.
Zadaliśmy sobie trochę trudy i
sprawdziliśmy ile kosztują objazdowe wycieczki autokarowe oferowane przez krajowych
touroperatorów. Skupiliśmy się na Grecji i Albanii. Wycieczka objazdowa nazwana
Klasyczna Hellada mająca trwać 2 tygodnie w marcu przyszłego roku, z noclegami
w dwugwiazdkowych hotelach, oferująca śniadania i obiadokolacja kosztuje około
2000 złotych od osoby. Objazd Grecji autokarem przez 9 dni jedynie z
zagwarantowanymi śniadaniami kosztuje u innego touroperatora 1600 złotych od
osoby. I jeszcze Albania, Macedonia i Serbia autokarem w ciągu 12 dni z dwoma
posiłkami dzienne kosztuje blisko 2500 złotych plus 140 Euro. Nie jest
to mało wziąwszy pod uwagę, że my jadąc w dwie osoby własnym samochodem, śpiąc
na kempingach, przygotowując sobie samemu posiłki z zakupionych produktów,
zaledwie od czasu do czasu odwiedzając restauracje celem posmakowania lokalnych
specjałów i opłacając z własnej kieszeni wstępy do wszystkich interesujących
nas muzeów, jak również wycieczkę statkiem dookoła Lefkady, zapłaciliśmy za
miesięczną wycieczkę około 7000 złotych. Paliwo i noclegi kosztowały nas
odpowiednio 2200 i 2000 złotych. Dużo? To tylko 875 złotych na tydzień na
osobę.
Herbatka w Portofino |
Tym statkiem opłynęliśmy Lefkadę. |
Prawdą jest, że bezpośrednie
porównywanie takich wycieczek nie jest to końca prawidłowe, że noclegi na kempingach
są tańsze od hotelowych, że jadąc na zorganizowaną wycieczkę nie musimy samemu
prowadzić samochodu i martwić się jeśli coś się w nim popsuje. Prawdą jest
jednak również, że za wydane pieniądze jedziemy tam gdzie my chcemy (a nie
organizator wycieczki), zatrzymujemy się i zwiedzamy lub odpoczywamy wtedy
kiedy my chcemy (a nie organizator wycieczki), że dobieramy sobie na wakacjach
takie towarzystwo jakie nam odpowiada (a nie jesteśmy skazani na nie zawsze
miłe osoby, które też wykupiły bilety na naszą wymarzoną wycieczkę), że nie
męczymy się godzinami w niewygodnym autokarze i nie pędzimy przez muzea i
wykopaliska niczym meteory poganiani przez realizującego program wycieczki
przewodnika. Mamy natomiast zagwarantowane podziwianie bez czasowych ograniczeń
miejsc, które nam się bardziej od innych podobają, dostosowanie trasy podróży do
naszych własnych upodobań i zmienienie jej w każdej, dowolnej chwili tak jak
nam wygodniej.
Wszystko co wyżej napisaliśmy nie znaczy wcale, że w czambuł potępiamy
wycieczki objazdowe. Jeśli ktoś, z jakiegokolwiek powodu, nie jest w stanie
pojechać własnym samochodem, albo nie potrafi samemu zorganizować wyjazdu, albo
wybiera się do bardzo egzotycznego kraju, którego realia zupełnie nie są mu
znane, to oczywiście, wyjazd z biurem podróży jest rozsądną alternatywą. Jeśli
jednak mamy możliwości i chęci warto rozważyć indywidualny wyjazd. To wyjątkowa,
niepowtarzalna frajda i przygoda.
Owoce morza we Florencji. |