Gdyby nie Szwedzi ksiądz Klemens Augustyn Kordecki byłby prawdopodobnie
dzisiaj znany jedynie ojcom paulinom i historykom, a Henryk Sienkiewicz nie opisałyby
tak pięknie i heroicznie jego obrony jasnogórskiego klasztoru, przyczyniając
się oczywiście znacząco do rozsławienia imienia tego paulina. Szwedzi jednak
Polskąnapadli i złupili (łobuzy wstętne), a Henryk Sienkiewicz imć Jędrka
Kmicica do Częstochowy „wysłał”, by tamtejszemu przeorowi pomóc świętego
miejsca bronić, dzięki czemu dzisiaj każde dziecko czytające szkolne lektury wie,
kim był ksiądz Kordecki.
Nie każdy jednak wie, że ów sławny i zasłużony zakonnik nie tylko na
Jasnej Górze funkcję przeora sprawował. Zdarzył się, bowiem jeden taki rok w
jego życiu - 1646 - w którym późniejszy obrońca Jasnej Góry był przeorem w
klasztorze w Oporowie. Chociażby z tego tylko powodu, będąc w tej mazowieckiej
wsi, warto nie tylko do zamku Oporowskich, ale też do kościoła tamtejszego zajrzeć.
Arcybiskup Władysław Oporowski, budowniczy zameczku w Oporowie, przyczynił
się również do powstania w rodzinnej miejscowości klasztoru ojców paulinów. W piętnastym
wieku wybudowano murowany kościół pod wezwaniem św. Marcina i gotycki dom
mieszkalny dla zakonników. Oba stoją do dzisiaj, a średniowieczna budowla
mieszkalna jest jednym z zaledwie trzech takich paulińskich domów zachowanych w
naszym kraju.
Ceglana wieża oporowskiego klasztoru |
28 marca 2017 roku Oporów
Piętnastowieczne zamkowe mury
zostawiamy za sobą. Cichnie w oddali przeraźliwy, ptasi wrzask, towarzyszący
nam przez cały pobyt w „rodzinnym gnieździe” Oporowskich. Jest – jak na marzec
– bardzo ciepło, a lazurowo-niebieskie niebo przywodzi na myśl
śródziemnomorskie klimaty. Ale nie jesteśmy na Lazurowym Wybrzeżu, lecz na pięknym,
polskim Mazowszu. Pachnie wiosną.
Oporów jest cichy i opustoszały. Ludzie
pochowali się po domach, albo są w pracy, w którymś z pobliskich miast. Spod
zamku jedziemy na drugi koniec wsi, do widniejących w oddali kościoła i
klasztoru.
Fragment klasztornego ogrodzenia |
Klasztor nie jest imponującą
budowlą. Jeśli ktoś, sugerując się osobą ojca Kordeckiego, spodziewa się czegoś
przynajmniej trochę przypominającego Jasną Górę, to srogo się zawiedzie. Ma on
zaledwie dwa, niewielkie skrzydła: południowe, ceglane, średniowieczne i
dobudowane w osiemnastym wieku skrzydło zachodnie, dwupiętrowe, łączące
średniowieczny dom mieszkalny z kościołem.
Również kościół niczym specjalnym
się na pierwszy rzut oka nie wyróżnia, jest jedno nawowy, otynkowany na biało,
ze strzelistą, ceglaną wieżą przy wejściu.
Andrzej parkuje Fordusia przy
klasztornym ogrodzeniu. Wysiadamy i wchodzimy do środka. Kościelna wieża
pięknie czerwienieje w ostrym, marcowym słońcu. Biało-czerwone i
biało-niebieskie flagi, rozmieszczone na ogrodzeniu, łopoczą na wietrze. Nic
nie zakłóca ciszy, nigdzie nie widać ludzi, jesteśmy sami.
Kościół i klasztor Paulinów w Oporowie |
Budowę murowanej świątyni
rozpoczął w tym miejscu w pierwszej połowie piętnastego wieku wojewoda łęczycki
Mikołaj Oporowski. Wcześniej stał tu podobno kościół drewniany. Dzieło taty
Mikołaja dokończyli synowie, arcybiskup Władysław Oporowski i jego brat,
wojewoda łęczycki Piotr. To właśnie
arcybiskup i prymas Polski w jednej osobie, wspólnie ze spadkobiercami, przekazał
kościół zakonowi św. Pawła Pierwszego Pustelnika, czyli Paulinom. Podobno
bracia Oporowscy chcieli w ten sposób uhonorować swoich rodziców pochowanych w
podziemiach kościoła. Zakon Paulinów otrzymał, więc ogrody, dwie karczmy, dwa
łany z łąkami, i dziesięcinę z okolicznych wsi – wszystko po to, by mogło się
tu utrzymać i wykonywać obowiązki duszpasterskie siedmiu zakonników, w tym
pięciu kapłanów. Wybudowano też, przy wydatnej, finansowej pomocy wojewody Piotra
Oporowskiego dom mieszkalny dla zakonników.
Wnętrze kościoła św. Marcina w Oporowie |
Docieramy do kościelnego
przedsionka. Przez kratę uniemożliwiającą wejście, spoglądamy do środka.
Wpadający przez okna, słoneczny blask dobrze oświetla barokowe wnętrze. W
ołtarzu wyraźnie widać siedemnastowieczny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w
srebrnej sukience. Jesteśmy dziadkami i swoje lata mamy, więc z dzieciństwa
pamiętamy, że kiedyś wszystkie kościoły, nawet w najbardziej oddalonych od
cywilizacji wsiach, były otwarte i nikt ich nie pilnował. Świątynie o każdej
porze dla wszystkich wiernych były dostępne, ale też nikomu do głowy nie
przychodziło, by cokolwiek z kościoła ukraść. Świat jednak na psy schodzi.
Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w Oporowie |
Opuszczamy kościelny przedsionek
i przez dużą bramę w zachodnim skrzydle klasztoru wchodzimy na dziedziniec. Jest
mały, cichy, trawiasty, otwarty od wschodu. Nasza uwagę zwraca przytulona do
południowej ściany kościoła piękna, gotycka kruchta. Czerwone cegły wyraźnie
kontrastują z białą ścianą. Przy bramie, przez którą weszliśmy, na ścianie od
strony kościoła, naszą uwagę zwraca bardzo stara płyta nagrobna. Jest szara i
nieatrakcyjna. Łatwo ją przeoczyć. Niewiele na niej można zobaczyć, niewiele
napisów odczytać, ale nie dziwota, bo przez stulecia leżała na kościelnej
podłodze. To piaskowa płyta nagrobna zmarłego w 1467 roku Piotra Oporowskiego.
Obaj fundatorzy kościoła i klasztoru, bracia Władysław i Piotr zostali
pochowani w podziemiach oporowskiej świątyni, jednak tylko nagrobek wojewody
Piotra ostał się do naszych czasów. Podobno na płycie widnieje sylwetka rycerza
w zbroi i rok wykonania płyty -1468. Stoimy i patrzymy. Patrzymy i myślimy. Oj,
wiele nóg musiało przez stulecia po tej płycie przejść, bo trudno w zatartych
kształtach dopatrzeć się czegokolwiek, tym bardziej rycerza.
Gotycka kruchta z I połowy XV w. |
Gotycka kruchta |
Płyta nagrobna Piotra Oporowskiego |
Przez kilka stuleci ojcowie
Paulini gospodarowali w Oporowie, dzielili z mieszkańcami tego regionu dobre z
złe chwile. Wielkie zniszczenia poczynili w tym miejscu Szwedzi, a w 1864 roku,
mocą carskiego dekretu, Paulinów usunięto z Oporowa. Zakonnicy powrócili jednak
w to miejsce po stu latach i gospodarują w klasztorze do dzisiaj.
Jeśli ktoś chciałby się więcej dowiedzieć o tym miejscu odsyłamy na
stronę internetową oporowskiego klasztoru no i oczywiście zachęcamy, by
podczas letnich wypraw po Polsce tego
miejsca nie omijać.
Jednego nam tylko w Oporowie
zabrakło. Otwartej knajpki, malutkiej kawiarenki, lokaliku, w którym moglibyśmy
napić się gorącej kawy lub herbaty, albo może nawet zjeść coś konkretnego. A tu
nic. Żadnej oddolnej inicjatywy. Zastanawiające jest, dlaczego wieś mająca tyle
atrakcji turystycznych zupełnie z tego nie korzysta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz