poniedziałek, 17 października 2016

Podróż do Nadarzyna czyli Dziadki w podróży na World Travel Show

Za oknem raz deszczowa, raz słoneczna jesień. Pogoda uświadamia, że wielkimi krokami zbliża się zima. W długie wieczory będzie więc czas na pisanie, o tym, co nas podczas „naszej wielkiej greckiej wyprawy” zafascynowało, a o czym jeszcze nie napisałam. To już wkrótce, ale teraz coś aktualnego.

Miniona sobota, którą spędziliśmy na targach Word Travel Show sprawiła nam wiele radości.  Kilka godzin wśród miłośników podróży i wśród samych podróżników pozwoliło nam, nie opuszczając Warszawy, poczuć dreszczyk emocji jaki wyzwala poznawanie nowych miejsc i nowych ludzi. Taka mała, ale fajna namiastka podróżniczej frajdy.
Same targi duże i trochę chaotyczne. Mydło i powidło jak stwierdził Andrzej.
Kampery, przyczepy kempingowe i łodzie motorowe. Eleganckie cacka do popatrzenia. Na pewno nie do kupienia. Nie tylko bardzo drogie, ale także do naszego stylu podróżowania zupełnie nie pasujące. Bardzo eleganckie wnętrza, ale jeśli się bliżej przyjrzeć i skonfrontować to z potrzebami użytkownika, często wręcz nieprzydatne. Bo po co komu w podróży lodówka większa od domowej? Zajmuje dużo miejsca i ładnie wygląda, nic poza tym. Albo czemu ma służyć elegancka, puchata wykładzina na podłodze? Kto ją będzie trzepał i płukał z wnoszonego do kampera błota? Miejsca do spania też na pierwszy rzut oka wyglądają fajnie i wygodnie, ale już na drugi rzut zobaczyłam, że w naszym Fordzie Galaxy mamy więcej przestrzeni do spania.
Turystyka kamerowa z roku na rok zyskuje na popularności. Niemcy, Holendrzy, Francuzi w średnim i starszym wieku pod tym względem przodują. W sezonie zapełniają po brzegi zachodnioeuropejskie kempingi, przynosząc – jak sądzę – właścicielom tych miejsc sowity dochód. Przyznam szczerze – kamerowego bakcyla nie łyknęliśmy.
No bo porównajmy wady i zalety takiego sposobu wypoczynku. Kamper jest dużo wygodniejszy od naszego Fordusia gdy leje deszcz. To pierwsza zaleta. Druga…no właśnie, nic o drugiej nie wiem.
Teraz wady: nie wszędzie wiedzie, a właściwie nie wjedzie w najfajniejsze miejsca, do małych wiosek, czy miasteczek o ciasnych uliczkach, bo jest za wielki;  nie każdą drogą przejedzie, bo jest szeroki i za ciężki;  nie wszędzie można zaparkować bo jest za duży; pali dużo więcej niż samochód osobowy; wolniej jedzie niż samochód osobowy; a jednocześnie jeśli jest ładna pogoda to się z niego niewiele korzysta, bo na powietrzu przyjemniej; w upalne dni jest w nim duszno; jest drogi w utrzymaniu, żeby nie powiedzieć bardzo drogi i niewiele przypomina prawdziwe biwakowanie, a to jest w kempingowym życiu najfajniejsze.
To tyle o karawaningu. Zgodnie stwierdziliśmy z Andrzejem, że kampery są przydatne, ale innym.
Wracając do targów Word Travel Show. Poza producentami kamperów byli też oczywiście przedstawiciele organizacji turystycznych z kilku krajów. Trafiliśmy na państwa bałkańskie, Ukrainę, kilku przedstawicieli naszych rodzimych regionów. Byli też przedstawiciele biur turystycznych i kilku wydawców literatury podróżniczej. 
Na stoisku Kontynentów swoje książki podpisywał Marek Kamiński, fajny facet, który nie skupił się na sobie i swoich wyczynach – jak wielu jemu podobnych podróżników – ale cały czas udowadnia, że podróżować może każdy i wszędzie. Że, nie ułomność fizyczna  jest przeszkodą w spełnianiu podróżniczych marzeń, a jedynie to co mamy w głowie. I że podróżować można wszędzie, a każda podróż może być fascynująca. Zależy to tylko od nas, a nie od naszych możliwości fizycznych, czy finansowych.

Autograf Marka Kamińskiego


Najważniejszym gościem Word Travel Show był Aleksander Doba. Człowiek dzięki któremu wiem, że zestarzeję się wtedy gdy na to pozwolę, że starość to stan ducha, a nie ciała. I że 70 lat nie oznacza, że wszystko już za nami. Można jeszcze przecież wsiąść w kajak i na ocean. A swoją drogą książki pana Aleksandra powinny być obowiązkową lekturą dla pracodawców, którzy uważają, że 40-latek jest już za stary by go zatrudnić.
Oczywiście stanęliśmy w kolejkach po autografy obu panów. Mamy ich podpisane książki i jesteśmy dumni.

Nasze nabytki
Kolejki były długie, ale nic nie przebije tej do Neli małej reporterkii. Spotkaliśmy ja na stoisku National Geografic.  Dzieci z rodzicami stały i stały, czekały i czekały, płakały gdy się nie doczekały. Nela podpisywała, występowała, miała prezentacje. Już nie Nela mała reporterka, ale Nela mała instytucja.
A mnie się wydawało, że to w krajach tak zwanego trzeciego świata wykorzystują nieletnich do ciężkiej pracy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz