Nie jest ważne, ani jak długa, ani i jak daleka jest podróż. Ważne,
żeby za oknem przesuwał się świat. Dlatego pierwszy, naprawdę ciepły i
słoneczny dzień tego roku wyciągnął nas z domu. Tylko na kilka godzin, ale
gębusie od razu się śmieją. Forduś zmuszony przez pandemię do długotrwałego
postoju troszkę zgrzyta, ale dzielnie prze do przodu. Azymut na Zalew
Zegrzyński. Może niezbyt to oryginalne ale… zawsze jakaś odmiana.
|
„Wschodnia obwodnica Warszawy” |
Uwielbiamy boczne drogi.
Zazwyczaj to nimi się przemieszczamy. Tym razem jednak coś nas podkusiło i –
licząc na szybki „przelot” do Nieporętu – postanowiliśmy skorzystać z dobrodziejstwa
nowopowstałej arterii. W Rembertowie wjeżdżamy więc w ulicę Żołnierską. Droga
jest wprawdzie nowa, równiutka i dwupasmowa, na pierwszy rzut oka prezentuje
się okazale, ale już drugi rzut oka sprowadza nas do parteru. Stoimy w korku.
Myślicie, że to roboty drogowe, albo co gorsza wypadek? Nic podobnego. To najzwyklejsze
przejście dla pieszych z ruchem kierowanym światłami. Miejskie życie, cóż
począć. Ale nie ma co narzekać, już po 15 minutach jesteśmy niecałe 300 metrów dalej.
Jeszcze chwilka i mkniemy nie zmodernizowaną, wąską drogą usytuowaną na dosyć
wysokim wale. Pamiętam ją z dzieciństwa, gdy jeździłam tędy z rodzicami.
Wydawała mi się prześliczna, otoczona podmokłymi lasami, w których wiosną
kwitły żółciutkie kaczeńce, wyłożona brązowawym, błyszczącym klinkierem
(przeraźliwie śliskim po deszczu). Wtedy ruchu na niej praktycznie nie było,
dzisiaj jest spory. Są też na poboczach liczne panie niezbyt ciężkich
obyczajów, nie ma za to felernego klinkieru. To znaczy pewnie jest, ale pod
warstwą asfaltu. Tak wygląda dzisiaj „wschodnia obwodnica Warszaw” mówi
Andrzej.
|
Zalew Zegrzyński skuty lodem |
Zalew Zegrzyński to wielkie sztuczne
jezioro pod Warszawą, które pojawiło się na mapie Polski w 1963 roku. W Dębem na
rzece Narwi, niedaleko miejsca, w którym
wpada do niej Bug, wybudowano tamę i powstał zbiornik retencyjny. Przy zaporze
uruchomiono nawet elektrownię wodną, ale o niewielkiej mocy. Po co więc
przegrodzono Narew skoro prądu z tego mało? Otóż planowano na Bugu budowę całej
kaskady zbiorników, co miało uczynić rzekę dostępną dla żeglugi. Jezioro
Zegrzyńskie (taka jest oficjalna nazwa chociaż naprawdę jest to zalew) było
pierwszym i jak się wkrótce okazało ostatnim, zbudowanym zbiornikiem. Z planów
nic nie wyszło, ale podwarszawskie jezioro – jako, że już było -stało się jeziorem rekreacyjnym. Zaczęły
wokoło wyrastać ośrodki wypoczynkowe, powstawały plaże i najróżniejsze
atrakcje. Było fajnie, mieszkańcy stolicy mieli tu swój weekendowy raj. A jak jest
dzisiaj? Chyba tak sobie. Zagospodarowanie, tak atrakcyjnego dla mieszkańców Warszawy
miejsca jest zupełnie do bani. Wszystko wygląda jak jedna wielka samowolka,
miejscami wręcz bardzo brzydka, bez pomysłu, bez polotu, bez planu. Zupełnie
jakby każdy, kto ma jakiekolwiek prawa do gruntów nad zalewem usilnie starał
się zbudować coś brzydszego od sąsiada. Jedynie żeglarze się cieszą, bo łódek
wszelakiej maści jest dookoła Zalewu Zegrzyńskiego mnóstwo. Latem naprawdę pięknie
wyglądają kolorowe żagle nad taflą wody.
|
Pięknie wyglada Zalew Zegrzyński w zimowej aurze |
No, ale do rzeczy. Mimo, że Zalew
Zegrzyński ma ponad 40 km
długości i ponad 3 km
szerokości fajnego dostępu do wody mają warszawiacy niewiele więc tam gdzie
jest to możliwe, pchają się całymi rodzinami. I od razu jest tłok, którego
(przecież mamy pandemię) raczej unikamy. Mijamy więc szybko Nieporęt z jego
gigantycznymi hotelo-knajpami, które rozsiadły się na dawnej, nadwodnej łące,
mijamy malutką publiczną plażę pełną rodzin z dziećmi karmiącymi łabędzie,
mijamy sławetne Zegrze.
|
Zegrze |
No właśnie. Zegrze. Naszym
zdaniem (podkreślam naszym zdaniem) jedna z najbrzydszych miejscowości w
okolicy. Chaotyczna i bez planu. Wyglądające na zaniedbane porty jachtowe
sąsiadują z gigantycznym, nowym hotelem, a poszarzałe ze starości pozostałości
po socjalistycznych ośrodkach wypoczynkowych graniczą z resztami niewiadomo
czego. Latem, gdy wszystko skryje zieleń, może nie będzie to wyglądało tak
niechlujnie. Ale zima brutalnie odsłania brzydotę, dodatkowo upstrzoną licznymi
reklamami i plakatami. A mogło być tak pięknie.
|
Zalew Zegrzyński - widok od stronu północnej |
|
Mijamy przedwojenne zbudowania jednostki wojskowej,
dzisiaj wykorzystywane przez cywilny świat |
Jedziemy dalej. Za mostem
skręcamy w prawo. Mijamy przedwojenne zbudowania jednostki wojskowej, dzisiaj
wykorzystywane przez cywilny świat (sklepy, poczty, zakłady usługowe), mijamy
nowopowstałe apartamentowce (nawet ładne, ale trochę jakby nie na miejscu) i
dojeżdżamy do Pałacu Zegrzyńskiego. Obecnie to hotel. Brama jest otwarta (za co
bardzo pięknie dziękujemy zarządcom obiektu) więc wjeżdżamy. Zostawiamy
Fordusia na schludnym parkingu i idziemy rzucić okiem na dziewiętnastowieczny
budynek oraz jezioro. Słońce mocno świeci. Jest wręcz
gorąco, bardzo przyjemnie i co najważniejsze zupełnie bezludnie.
|
Pałac Zegrzyński - dzisiaj hotel |
|
W parku hotelowym stoi kilka domków kempingowych |
|
Kiedyś mieszkali tu Krasińscy i Radziwiłłowie |
Pałac zbudowano na wysokiej
skarpie. W dole, między drzewami parku, błyszczy w promieniach słońca
zlodowaciała tafla jeziora. Lśni jak białe złoto. Aż oczy bolą. W starych
drzewach cichutko szumi wiatr. W pałacu, na piętrze ktoś, wykorzystując
słoneczną pogodę, szoruje okna. Ten budynek ma ponad 170 lat. Zbudowali go
Krasińscy, ówcześni właściciele Zegrza. Założyli folwark i zbudowali pałac.
Dostała go w posagu Jadwiga Krasińska wychodząc za mąż w 1862 roku za Macieja
Józefa Radziwiłła. Nie byle kto tu więc mieszkał, bo nazwiska są z polskiego,
arystokratycznego szczytu.
|
W parku przy Pałacu Zegrzyńskim rosną stare drzewa |
|
Pałac Zegrzyński stoi w ładnie utrzymanym parku |
|
Krasińscy swoją siedzibę zbudowali na skarpie |
|
Andrzej wszystkich pozdrawia |
Młoda para nie cieszyła się długo
luksusami tego miejsca. W 1889 roku car Aleksander III (a był to już okres
zaborów jak pewnie wszyscy z historii pamiętają) postanowił zbudować na
terenach wsi Zegrze i Zagroby twierdzę. Jak postanowił tak też zrobił. A że
carowi się bezkarnie nie odmawiało, małżeństwo Radziwiłłów zmuszone zostało do
sprzedaży swoich włości. Straty wielkiej wszakże nie ponieśli. Maciej Radziwiłł
był lojalnym, rosyjskim poddanym, o wolną Polskę raczej nie walczącym. Był też
szambelanem na carskim dworze, a później dworskim łowczym więc car mu krzywdy
nie zrobił. Za zegrzyńskie dobra Radziwiłłowie dostali 300 tysięcy rubli i
przenieśli się do nowo wybudowanego pałacu w niedalekim Jadwisinie. A co z
pałacem zegrzyńskim? Zaczęto nazywać go Pałacem Generałów, bo stał się siedzibą
dowódcy Warszawskiego Regionu Umocnionego. Może był w nim nawet car Mikołaj II,
który w sierpniu 1897 roku odwiedził Zegrze i tamtejszą świeżo oddaną do użytku
twierdzę. Tylko czy to jest znowu dla nas taki zaszczyt? Dwadzieścia jeden lat
później Polska odzyskała niepodległość. Rosyjscy generałowie się wynieśli, a
ich miejsce zajął polski dowódca twierdzy pułkownik artylerii Olgierd Pożerski.
Mieszkał sobie tam spokojnie do 1921 kiedy to twierdzę zlikwidowano.
|
Pałacowa oficyna |
|
Miejsce jest spokojne i urokliwe |
|
Z wysokości skarpy widok na zamarzniete jezioro jest wspaniały |
Bardzo nam się podoba otoczenie pałacu,
ale czas jechać dalej. Przez Zegrze, Nieporęt, Białobrzegi i Rynię objeżdżamy Zalew
Zegrzyński dookoła. Z mostu na rzece Rządzy widzimy wędkarzy łowiący ryby spod
lodu. Siedzą skuleni na stołeczkach nad przeręblami i czekają na branie. Jest
bardzo ciepło. Mamy nadzieję, że lód jest odpowiednio gruby.
|
Wędkarze na lodzie |
|
Rzeka Rządza skuta lodem |
Za rzeką skręcamy w lewo. Dokąd
jedziemy? Można by powiedzieć bez cienia przesady, że dokąd nas oczy poniosą.
Szukamy ładnego, spokojnego miejsca, by się zatrzymać i wypić kawkę. Dookoła są
lasy, są pola, są też wsie. Mijamy malutką wioskę Myszyniec i wjeżdżamy do Arciechowa.
Nic nadzwyczajnego na pierwszy rzut oka. Zwyczajna osada, kiedyś zamieszkana
przez niezamożnych chłopów, dzisiaj pewnie latem pełna letników. Ale jest tu
coś jeszcze. Są kurhany. I to nie jeden, nie dwa, nie trzy, ale całe
dwadzieścia jeden. Natrafiono na nie całkiem niedawno, pod koniec ubiegłego
wieku. Jest to podobno cmentarzysko z epoki żelaza z okresu między I, a IV
wiekiem naszej ery. Na wszelki wypadek nie powiemy gdzie dokładnie się kurhany
znajdują, nie pokażemy też zdjęcia. Jeszcze by komuś przyszło do głowy wybrać
się tam z łopatką.
|
Forduś na polnej drodze za Aciechowem |
|
Kawka i ciasto w plenerze |
|
Drzewa pięknie odbijają się w niezamarzniętej wodzie starorzecza Bugu |
Mijamy ostatnią chałupę
Arciechowa i wreszcie - eureka. Polna, jeszcze zasłana rozmarzającym lodem
droga z prawej strony ociera się o sosnowy las, z lewej „zwisa” nad wodą, która
jest pozostałością starorzecza Bugu. Co by to jednak nie było jest to miejsce
nad wyraz urokliwe i malownicze, więc stajemy, wyciągamy termos, szklaneczki,
pyszną szarlotkę i zaczynami delektować się słonecznym ciepełkiem i pięknem
krajobrazu. Po wodzie pływa, szukając posiłku, para kaczek krzyżówek. Są
urocze. Zupełnie mają nas w nosie zajęte szukaniem pokarmu. Tylko kuperki,
niczym wędkarskie spławiki, wystawiają do słońca. Pierwsze ciepełko tej wiosny.
|
Towarzyszyła nam para kaczek |
|
Kuperek jak spławik |
|
Kacze żerowanie |
Warto było tu przyjechać i przez kilka godzin znowu być dziadkami w podróży.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń