Marmarosz jest jak barwny obraz z lat minionych, jak doskonała kopia
naszych wspomnień z dzieciństwa, jak kolorowy album ze starymi zdjęciami. Drewniane
zabudowania tonące w zieleni rosochatych drzew owocowych, studnie, z których w
każdej chwili można wyciągnąć ceberek krystalicznej wody, mężczyźni z kosami,
widłami i drewnianymi grabiami wędrujący drogą do pracy na polach, kobiety w
tradycyjnych, marszczonych, sięgających kolan spódniczkach i chusteczkach na
głowach wymieniające przy drewnianych płotach najnowsze ploteczki – wiejska
sielanka w dwudziestym pierwszym wieku. Jeśli wybieracie się do Rumunii musicie
to zobaczyć. Tak kiedyś wyglądał nasz dzisiejszy zurbanizowany, wyasfaltowany i
zabetonowany europejski świat. W Marmarosz zobaczycie co bezpowrotnie
straciliśmy.
23 sierpnia 2017
Ponury, szary, mokry świat za
oknem Fordusia nie jest w stanie popsuć nam radości z przebywania w tym
miejscu. Wiemy na pewno, że odwiedzimy
jeszcze raz malowniczą dolinę Izy. Wrócimy, bo w Europie jest już niewiele
takich miejsc; miejsc, w których ludzkie wygodnictwo zwane w pewnych kręgach
cywilizacją nie wyparło jeszcze uroków prawdziwego życia. Dzisiaj jednak mamy
zaledwie kilka godzin, by rzucić okiem na ten region, bo naszym celem jest
Siedmiogród. W dodatku leje deszcz.
Marmaroska ozdobna brama |
Dolina Izy znana jest nie tylko z
urokliwego krajobrazu, nie tylko z pięknie zdobionych drewnianych bram
wjazdowych na wiejskie podwórka, nie tylko z szacunku mieszkańców do
tradycyjnych strojów, ale też z
drewnianych cerkwi, które od kilku stuleci urozmaicając krajobraz, ułatwiają
mieszkańcom kontakt z Bogiem.
W marmaroskiej Dolinie Izy przywitał nas deszcz |
Marmarosz nigdy nie leżał w
centrum żadnego kraju. Był to zawsze region skryty na uboczu, w dodatku górzysty,
poprzecinany rzekami i trudno dostępny. Nowinki technologiczne i architektoniczne
rzadko i z oporami tu docierały, a jeśli już wreszcie dotarły to niezbyt
zamożni mieszkańcy na ogół nie byli w stanie ich zastosować w praktyce.
Murowane budowle rzadko więc tu powstawały. Budowano jak przed wiekami z
drewna, materiału będącego tu pod dostatkiem, a miejscowi cieśle tak dobrze
opanowali swoje rzemiosło, że tworzyli w tym materiale (i tworzą do dzisiaj)
prawdziwe arcydzieła. Cerkwie też tak budowano, a jako że drewno to materiał łatwopalny,
wiele z nich znikało bezpowrotnie w płomieniach. Ostatni niszczycielski najad
tatarski przetoczył się przez Marmarosz na początku XVIII wieku, dlatego też
większość obecnych, marmaroskich cerkwi to budowle osiemnastowieczne lub
młodsze, pieczołowicie odbudowane po zniszczeniach dokonanych przez skośnookich
najeźdźców. Kilka starszych pochodzi z siedemnastego wieku.
Furmanki na marmaroskich drogach to standard |
Wolno suniemy drogą wijącą się
przez malownicze wsie doliny Izy. Wolno, bo droga jest nie za szeroka, a jadą
po niej poza nami zarówno turystyczne autokary jak i lokalne furmanki zaprzężone
w gniade, zadbane koniki. Biegają też bardziej lub mniej zaniedbane psy i koty,
jeżdżą rowerzystki i rowerzyści. Jedziemy wolno również dlatego, że warte jest kontemplacji
to co widzimy po bokach drogi. Na niektóre podwórka wiejskich zagród prowadzą
fantastyczne bramy – chluba Marmaroszu eksponowana we wszystkich turystycznych
folderach. Jedne są nowe, inne już mocno nadgryzione zębem czasu, ale wiele z
nich to prawdziwe arcydzieła ciesielskiej sztuki. Wyrzeźbione, ozdobione, z
daszkami nad wjazdem. Są piękne i jest ich sporo, ale po wizycie w Breb ( patrz
tekst zatytułowany „Witajcie w krainie dzieciństwa – marmaroski Breb”) już nie
robią na nas tak wielkiego wrażenia. No cóż, przyzwyczailiśmy się do tych
widoków. Patrzymy jednak z zaciekawieniem na wolno i leniwie płynące życie
mieszkających tutaj ludzi. Wygląda sielankowo, chociaż pewnie wcale takie nie
jest. Szyby Fordusia zalewa deszcz. Szkoda, ale na pogodę mocnych nie ma.
Na drodze w deszczu |
Maramoskie cerkiewki są drewniane,
proste i zwyczajne, niezbyt przypominają też przeciętne wyobrażenie o tym jak
cerkiew wygląda. Nie ma żadnych kopułowych dachów, nie widać prawosławnych
krzyży o ośmiu końcach. Są natomiast wysokie, strzeliste wieże przykryte
iglicami, bardzo podobne do tych jakie możemy zobaczyć w niektórych polskich
kościołach. To wpływ gotyku – przynajmniej tak twierdzą znawcy tematu. Nie
widać w nich natomiast wpływów bizantyjskich tak powszechnych w cerkwiach w
innych regionach Europy. Czyni je to oczywiście wyjątkowymi, ale są też dla
Rumunów bezcennym przykładem tradycyjnego budownictwa. Prawdopodobnie z tego
powodu pod koniec dwudziestego wieku zaczęto takie świątynie stawiać nie tylko
w Marmaroszu, ale też również w innych regionach Rumunii.
Ostatnia wieczerza - wnętrze cerkwi w Rozavlea |
Dzisiaj na liście światowego
dziedzictwa UNESCO znajdziemy 8 marmaroskich cerkiewek:
- cerkiew pod wezwaniem Wprowadzenia Matki Bożej do Świątyni w
Bârsana z 1720 r.
- cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja w Budeşti z 1643 r.,
- cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy w Deseşti z 1770 r.,
- cerkiew Narodzenia Matki Bożej
w Leud z 1717r.,
- cerkiew pod wezwaniem Świętych Archaniołów w Plopiş z 1798r.,
- cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy w Poienile Izei z 1604
r.,
- cerkiew pod wezwaniem Świętych Archaniołów w Rogoz z 1663r.,
- cerkiew pod wezwaniem Świętych Archaniołów w Şurdeşti z
1721r.
Obejrzymy je podczas następnej wizyty w Marmarosz. Jednak być
tutaj i nie zobaczyć żadnej zupełnie nie uchodzi decydujemy się więc wybrać
obiekt mniej znany, przez UNESCO nie uhonorowany, ale równie wiekowy – cerkiew
w Rozavlea.
Nowa Cerkiew w Rozavlea |
Wjeżdżamy do Rozavlea, wioski
podobnej do tych, przez które przed paroma minutami przejechaliśmy. Z
ołowianych chmur wiszących nisko nad zmokniętą już solidnie Ziemią leje deszcz
rozmiękczający nieutwardzone pobocza drogi. Na błyszczące od wody drzewa i
krzewy chlapie miękkie błocko. Na szczęście jest ciepło. Marzymy by przestało
siąpić, ale cóż… z cukru nie jesteśmy. Mijamy stojącą po lewej stronie drogi
nową, murowaną cerkiew. Większość mieszkańców tych terenów wyznaje prawosławie.
Świątynię wybudowano w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, z okazji
600-lecia istnienia wioski. Jest okazała, jasna, rzec by można elegancka. Deszcz
troszkę mniej pada więc zatrzymujemy się i robimy zdjęcie.
Cerkiewka w Rozavlea z 1717 roku |
Mieszkańcy chwalą się, że Rozavlea
jest jedną z najstarszych osad w tym regionie. Pierwsza, zachowana, pisana
wzmianka o tej wsi pochodzi z 1373 roku. Podobno żyją tu do dzisiaj potomkowie
starożytnych Wolnych Daków dzielnie, aczkolwiek bez powodzenia, walczących w
dawnych wiekach z rzymską dominacją. Czy to prawda, czy nie prawda, dzisiaj nie
ma to większego znaczenia… . Chociaż nie. Dla mieszkańców Rozavlei to na pewno ma
znaczenie, więc wierzymy.
Za zalaną wodą szybą (deszcz znów się wzmaga), pomiędzy migającymi samochodowymi
wycieraczkami pojawia się w oddali wysoka, smukła, drewniana wieża. Dojeżdżamy
do starej cerkiewki. Element dekoracyjny na bramie wejściowej na cmentarz w Rozavlea |
Samochód zatrzymujemy na poboczu,
pod murem, tuż przed charakterystyczną dla tego regionu, zdobną rzeźbieniami
bramą. Otuleni przeciwdeszczowymi kurtkami, pod którymi skrupulatnie chowamy aparaty
fotograficzne, wysiadamy z Fordusia. Przez chwilką podziwiamy kunszt artysty,
który stworzył bramę wejściową i wchodzimy.
Jesteśmy na cmentarzu.
Dzwonnica przy cerkwi w Rozavlea |
W ukrytej za bramą budce, skryty
przed deszczem, siedzi pan bileter, u którego Andrzej płaci za wstęp (4 RON od osoby).
Wybrukowaną, błyszczącą, niczym mokre łuski karpia, dróżką przemykamy skuleni w
stronę stojącej wśród grobów cerkiewki. Białe nagrobki jaśnieją jak kwiatki w
ponurym i szarym deszczowym krajobrazie. Wsparta na ułożonej z płaskich kamieni
podmurówce, drewniana dzwonnica kuli się przed deszczem jak zmęczony życiem
człowiek. Zza cmentarnego parkanu
wychylają się drewniane zabudowania okolicznych zagród. Wbiegamy pod dach
cerkiewnego przedsionka i przed zamkniętymi drzwiami świątyni czekamy na pana
biletera, który ma przyjść z kluczami.
Malowidła w cerkwi w Rozavlea nadgryzł już gdzie niegdzie ząb czasu |
Wejście do nawy |
Cerkiewka pod wezwaniem
Archaniołów Michała i Gabriela, do której zaraz wejdziemy ma już swoje lata.
Wybudowano ją w 1717 roku, a więc trzysta lat temu. Długo udało jej się
przetrwać dziejowe zawieruchy zważywszy łatwopalny na materiał, z którego jest
zrobiona. Nie zawsze jednak cerkiewka stała w miejscu, w którym dzisiaj można
ją oglądać. Miejscowa tradycja głosi, że dawniej był tu inny kościółek, ale
spalili go podczas najazdu Tatarzy i wtedy na jego miejsce, z jednej z
marmaroskich wsi, przeniesiono stojąca tu do dzisiaj świątynię.
Narteks w cerkwi w Rozavlea - tu stały kobiety |
Cerkiewkę z jodłowego drzewa
zbudowali miejscowi cieśle. Ma podwójny, pokryty gontem, łamany dach i wysoką
smukła wieżę zakończona iglicą. Czarne już dzisiaj ze starości bale, z których
zrobione są ściany połączono na rogach na tak zwany jaskółczy ogon. Czekając na
opiekuna cerkiewki zastanawiamy się kim byli i jak żyli ludzie dla których
zbudowano tę świątynie. Nasze rozmyślania przerywa pan bileter. Bez słowa wyciąga
klucz, otwiera drzwi, wpuszcza nas do środka i obojętny na nasze okrzyki
zachwytu siada na stojącym w kącie zydelku.. Będzie pilnował byśmy nic nie
zmalowali, nic nie ukradli, nic nie popsuli.
Drzwi łączące narteks i nawę |
Cerkiewka jest niewielka, ma
zaledwie trzy pomieszczenia. Pierwsze, zaraz za gankiem i drzwiami to tak zwany
narteks. Tu tłoczyły się podobno wiejskie gospodynie i ich
córki podczas mszy. Tak przeczytaliśmy na ustawionej przed świątynią tablicy informacyjnej. Niewielki metraż i niskie sklepienie powodowały, że latem
musiało być tu duszno. W pobliże ołtarza panie wstępu nie miały i prawdę
powiedziawszy niewiele w czasie nabożeństwa widziały i słyszały przez lilipucie
drzwiczki prowadzące do nawy. Kolejne pomieszczenie to właśnie owa nawa. Tu, przed
ołtarzem gromadzili się panowie. A mówią, że „przed Bogiem wszystkie równe”.
Trzeciego pomieszczenia nie widać, bo ukryte jest za ikonostasem. Jest tam ołtarz. Andrzej bierze aparat i podchodzi do Carskich Wrót, czyli
głównych drzwi w ikonostasie zwanych też Bramą Królewską lub Świętą Bramą. Przez te ozdobne drzwi przechodzić mógł (i może) jedynie pop. Dawno
temu przywilej ten przysługiwał też carowi, ale tylko w dniu koronacji. Osoby
świeckie, oczywiście tylko płci męskiej, wchodzą za ikonostas drzwiami bocznymi
(północnymi lub diakońskimi).
Ikonostas w Rozavlea. W środku Cesarskie Wrota |
Wnętrze cerkwi w Rozavlea |
Stoimy na środku nawy i
zadzieramy głowy. Wszystkie ściany i sufity są pięknie wymalowane. Patrzą na
nas zewsząd melancholijne oczy świętych. Ich twarze zdobią długie brody, a
głowy okrągłe aureole. Są królowie w koronach oraz panny w długich spódnicach, czerwonych
koralach i chusteczkach narzuconych na odziane w białe bluzki ramiona. Z
beczkowatego sufitu nawy zerkają małe, skrzydlate aniołki. W ciszy podziwiamy
wyczarowane ręką wiejskiego malarza sceny z biblii. Jeszcze dzisiaj emanują
żywymi kolorami. Malowidła wykonane są podobno na płótnie, które następnie
przyklejono do drewna. Jeśli tak to zupełnie tego nie widać. Wszystkie sceny i
portrety na ścianach cerkwi wyczarował swoim pędzlem miejscowy artysta Teodor
Hodor. W 1825 roku inny malarz, Ioan Plohod z Drogomiresti namalował ikonostas.
Cesarskie Wrota w cerkwi w Rozavlea |
Jeszcze przez chwilę wpatrujemy
się w dzieła wiejskich mistrzów pędzla z zagubionego wśród gór Marmaroszu. Prostata
ich dzieł jest jednocześnie ich siłą. Hodor to co prawda nie Michał Anioł, a
Plohod nie Rafael Santi, ale wrażenie i siła oddziaływania zupełnie jak w
Watykanie.
Ołtarz za Ikonostasem |
Opuszczamy deszczową dzisiaj
Rozavleę. Jedziemy do Drogomiresti. Słoneczko nieśmiało przebija się przez
chmury.
I jeszcze jedno. Internet aż
huczy od informacji na temat ubiegłorocznego, sierpniowego pożaru w Rozavlea, w
którym spłonęła stara, osiemnastowieczna, drewniana cerkiew. Owszem spłonęła,
drewniana, ale nowsza, zbudowana na przełomie dwudziestego i dwudziestego
pierwszego wieku. Są sprostowania tej błędnej informacji, ale jak to
sprostowania: krótkie, trudnodostępne i po rumuńsku. Stara cerkiewka ma się na
szczęcie dobrze czego dowodem są nasze zdjęcia.
Narteks jako przedsionek przeznaczony był raczej dla znanych grzeszników i pokutników, a nie dla kobiet jako takich...
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrzeczywiście to prawda i tak też można przeczytać w Wikipedii, ale ponieważ sami Rumunii na tablicy informacyjnej umieszczonej przy kościele napisali, że w tym miejscu stały kobiety, wiec założyliśmy, że wiedzą o czym piszą.
Dziękujemy jednak za tę uwagę.
Pozdrawiamy