poniedziałek, 17 lipca 2017

Podróż do ogrodowego mikroświata

Jeszcze nie wyjechaliśmy w podróż,  więc do przeczytania relacji z podróży zaprosić nie możemy, ale możemy zaprosić wszystkich do naszego ogródka. A tam tłok przeogromny. Szczególnie motyle i jeże latoś obrodziły. Proszę tylko popatrzeć.  

Rusałka Admirał

Małe żuczki też są fajne

Admirał na rudbeki

Jeży  w tym roku jest sporo. Biegają między ogródkami i objadają się ślimakami. Czasami wpadają do nas na kolację.😊

Zakwitły liliowce

Motyli objadek
 
Na cyniach tłok

Perłowiec malinowiec lub jakiś podobny motylek

Mucha, pluskwiaczek i pszczółka zgodnie ucztują

Rusałki Pawiki ucztują parami

Rusałka Pawik

Rusałka Admirał

Motyl na rudbekii

To te kwiaty wabią owady

Zakątek

Motyl przy pomocy rurki wypija nektar

Uczta w słońcu

Lobelia

Kwitną maki

Niektóre dopiero zakwitną

Ogórki kwitną jak szalone, a ich owoce wkrórce wylądują na naszym stole

Kłują

Pomidorki też rosną

Są śliczne

Pszczoły zbierają pyłek

Kwitnie nasturcja

Ten tajemniczy, oszałamiający świat jest za progiem. 

piątek, 14 lipca 2017

Klasztor Paulinów i ksiądz Augustyn Kordecki, ale…. nie Częstochowa wcale




Gdyby nie Szwedzi ksiądz Klemens Augustyn Kordecki byłby prawdopodobnie dzisiaj znany jedynie ojcom paulinom i historykom, a Henryk Sienkiewicz nie opisałyby tak pięknie i heroicznie jego obrony jasnogórskiego klasztoru, przyczyniając się oczywiście znacząco do rozsławienia imienia tego paulina. Szwedzi jednak Polskąnapadli i złupili (łobuzy wstętne), a Henryk Sienkiewicz imć Jędrka Kmicica do Częstochowy „wysłał”, by tamtejszemu przeorowi pomóc świętego miejsca bronić, dzięki czemu dzisiaj każde dziecko czytające szkolne lektury wie, kim był ksiądz Kordecki.
Nie każdy jednak wie, że ów sławny i zasłużony zakonnik nie tylko na Jasnej Górze funkcję przeora sprawował. Zdarzył się, bowiem jeden taki rok w jego życiu - 1646 - w którym późniejszy obrońca Jasnej Góry był przeorem w klasztorze w Oporowie. Chociażby z tego tylko powodu, będąc w tej mazowieckiej wsi, warto nie tylko do zamku Oporowskich, ale też do kościoła tamtejszego zajrzeć.


Arcybiskup Władysław Oporowski, budowniczy zameczku w Oporowie, przyczynił się również do powstania w rodzinnej miejscowości klasztoru ojców paulinów. W piętnastym wieku wybudowano murowany kościół pod wezwaniem św. Marcina i gotycki dom mieszkalny dla zakonników. Oba stoją do dzisiaj, a średniowieczna budowla mieszkalna jest jednym z zaledwie trzech takich paulińskich domów zachowanych w naszym kraju. 

Ceglana wieża oporowskiego klasztoru
28 marca 2017 roku Oporów

Piętnastowieczne zamkowe mury zostawiamy za sobą. Cichnie w oddali przeraźliwy, ptasi wrzask, towarzyszący nam przez cały pobyt w „rodzinnym gnieździe” Oporowskich. Jest – jak na marzec – bardzo ciepło, a lazurowo-niebieskie niebo przywodzi na myśl śródziemnomorskie klimaty. Ale nie jesteśmy na Lazurowym Wybrzeżu, lecz na pięknym, polskim Mazowszu. Pachnie wiosną.
Oporów jest cichy i opustoszały. Ludzie pochowali się po domach, albo są w pracy, w którymś z pobliskich miast. Spod zamku jedziemy na drugi koniec wsi, do widniejących w oddali kościoła i klasztoru.

Średniowieczny zakonny dom mieszkalny

Fragment klasztornego ogrodzenia

Klasztor nie jest imponującą budowlą. Jeśli ktoś, sugerując się osobą ojca Kordeckiego, spodziewa się czegoś przynajmniej trochę przypominającego Jasną Górę, to srogo się zawiedzie. Ma on zaledwie dwa, niewielkie skrzydła: południowe, ceglane, średniowieczne i dobudowane w osiemnastym wieku skrzydło zachodnie, dwupiętrowe, łączące średniowieczny dom mieszkalny z kościołem.
Również kościół niczym specjalnym się na pierwszy rzut oka nie wyróżnia, jest jedno nawowy, otynkowany na biało, ze strzelistą, ceglaną wieżą przy wejściu.
Andrzej parkuje Fordusia przy klasztornym ogrodzeniu. Wysiadamy i wchodzimy do środka. Kościelna wieża pięknie czerwienieje w ostrym, marcowym słońcu. Biało-czerwone i biało-niebieskie flagi, rozmieszczone na ogrodzeniu, łopoczą na wietrze. Nic nie zakłóca ciszy, nigdzie nie widać ludzi, jesteśmy sami.

Cywilizacja w klasztorze

Kościół i klasztor Paulinów w Oporowie

Budowę murowanej świątyni rozpoczął w tym miejscu w pierwszej połowie piętnastego wieku wojewoda łęczycki Mikołaj Oporowski. Wcześniej stał tu podobno kościół drewniany. Dzieło taty Mikołaja dokończyli synowie, arcybiskup Władysław Oporowski i jego brat, wojewoda łęczycki Piotr.  To właśnie arcybiskup i prymas Polski w jednej osobie, wspólnie ze spadkobiercami, przekazał kościół zakonowi św. Pawła Pierwszego Pustelnika, czyli Paulinom. Podobno bracia Oporowscy chcieli w ten sposób uhonorować swoich rodziców pochowanych w podziemiach kościoła. Zakon Paulinów otrzymał, więc ogrody, dwie karczmy, dwa łany z łąkami, i dziesięcinę z okolicznych wsi – wszystko po to, by mogło się tu utrzymać i wykonywać obowiązki duszpasterskie siedmiu zakonników, w tym pięciu kapłanów. Wybudowano też, przy wydatnej, finansowej pomocy wojewody Piotra Oporowskiego dom mieszkalny dla zakonników.

Wnętrze kościoła św. Marcina w Oporowie
Docieramy do kościelnego przedsionka. Przez kratę uniemożliwiającą wejście, spoglądamy do środka. Wpadający przez okna, słoneczny blask dobrze oświetla barokowe wnętrze. W ołtarzu wyraźnie widać siedemnastowieczny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w srebrnej sukience. Jesteśmy dziadkami i swoje lata mamy, więc z dzieciństwa pamiętamy, że kiedyś wszystkie kościoły, nawet w najbardziej oddalonych od cywilizacji wsiach, były otwarte i nikt ich nie pilnował. Świątynie o każdej porze dla wszystkich wiernych były dostępne, ale też nikomu do głowy nie przychodziło, by cokolwiek z kościoła ukraść. Świat jednak na psy schodzi. 

Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w Oporowie
Opuszczamy kościelny przedsionek i przez dużą bramę w zachodnim skrzydle klasztoru wchodzimy na dziedziniec. Jest mały, cichy, trawiasty, otwarty od wschodu. Nasza uwagę zwraca przytulona do południowej ściany kościoła piękna, gotycka kruchta. Czerwone cegły wyraźnie kontrastują z białą ścianą. Przy bramie, przez którą weszliśmy, na ścianie od strony kościoła, naszą uwagę zwraca bardzo stara płyta nagrobna. Jest szara i nieatrakcyjna. Łatwo ją przeoczyć. Niewiele na niej można zobaczyć, niewiele napisów odczytać, ale nie dziwota, bo przez stulecia leżała na kościelnej podłodze. To piaskowa płyta nagrobna zmarłego w 1467 roku Piotra Oporowskiego. Obaj fundatorzy kościoła i klasztoru, bracia Władysław i Piotr zostali pochowani w podziemiach oporowskiej świątyni, jednak tylko nagrobek wojewody Piotra ostał się do naszych czasów. Podobno na płycie widnieje sylwetka rycerza w zbroi i rok wykonania płyty -1468. Stoimy i patrzymy. Patrzymy i myślimy. Oj, wiele nóg musiało przez stulecia po tej płycie przejść, bo trudno w zatartych kształtach dopatrzeć się czegokolwiek, tym bardziej rycerza. 


Gotycka kruchta z I połowy XV w.

Gotycka kruchta

Płyta nagrobna Piotra Oporowskiego
Przez kilka stuleci ojcowie Paulini gospodarowali w Oporowie, dzielili z mieszkańcami tego regionu dobre z złe chwile. Wielkie zniszczenia poczynili w tym miejscu Szwedzi, a w 1864 roku, mocą carskiego dekretu, Paulinów usunięto z Oporowa. Zakonnicy powrócili jednak w to miejsce po stu latach i gospodarują w klasztorze do dzisiaj.


Jeśli ktoś chciałby się więcej dowiedzieć o tym miejscu odsyłamy na stronę internetową oporowskiego klasztoru   no i oczywiście zachęcamy, by podczas letnich wypraw  po Polsce tego miejsca nie omijać. 



Jednego nam tylko w Oporowie zabrakło. Otwartej knajpki, malutkiej kawiarenki, lokaliku, w którym moglibyśmy napić się gorącej kawy lub herbaty, albo może nawet zjeść coś konkretnego. A tu nic. Żadnej oddolnej inicjatywy. Zastanawiające jest, dlaczego wieś mająca tyle atrakcji turystycznych zupełnie z tego nie korzysta.