wtorek, 13 grudnia 2016

Święty z Miry i polska królowa czyli zapraszamy do Bari


Chcesz zobaczyć Świętego Mikołaja, a przy okazji poczuć atmosferę starego, włoskiego miasta – jedź do Bari. 
Ulubiony gród polskiej królowej Bony Sforza żyje własnym, a nie nastawionym na zysk z turystyki, życiem. Tak jak przed wiekami.


Urokliwe uliczki starego Bari
Przepełnione atmosferą autentyczności, wąziutkie uliczki wiekowego centrum nadal służą przede wszystkim mieszkańcom. Kramy z pamiątkami są stosunkowo nieliczne, za to stare kamieniczki ciągle zamieszkują zwykli barijczycy. Na sznurach rozciągniętych za oknami suszy się pranie, a siedzące przed domami gospodynie, dzieląc się najnowszymi ploteczkami, lepią makaron. Czas wyraźnie zwolnił w starym Bari. Touroperatorzy chyba również zapomnieli o tym mieście. I może dobrze. Coraz mniej jest w Europie miejsc tak pełnych autentyczności.


Malownicze zaułki Bari

Wszędzie suszy się pranie

Zaglądamy na każde podwórko ...

... i w każdą bramę.
Odwiedzając sławne włoskie miejscowości, takie jak na przykład Asyż, położone niedaleko Bari Alberobello, czy chociażby Wenecję czuliśmy się rozczarowani rozmiarem komercjalizacji. Trudno w nich znaleźć, głęboko ukryte przed ludzkim okiem, szczelni zamknię za wysokimi bramami oznaki zwykłej, codziennej, ludzkiej krzątaniny. W zamian otrzymujemy turystyczny rozgardiasz i tłok, setki tysięcy pamiątkowych gadżetów sprzedawanych w sklepikach zapełniających ciasne uliczki oraz restauracje i restauracyjki oferujące za bardzo wysoką cenę niezbyt smaczne potrawy. W Bari jest inaczej. A przynajmniej było. Kilka lat temu.


Tylko w jednej uliczce spotkaliśmy kramy z pamiątkami

Stare Bari

W Bari, jak wszędzie we Włoszech, popularne są skutery

Anteny telewizyjne przypominają, że mamy XXI wiek
Chociaż upłynęło już od naszej wizyty w tym mieście trochę czasu nadal pamiętamy te kilka godzin spędzonych w stolicy regionu Apulia. Pamiętamy zamek, w którym w 1502 roku zamieszkała z matką, Izabelą Aragońską, młoda Bona. Żyjąc w Polsce żona Zygmunta I Starego zawsze tęskniła za ciepłym i słonecznym Bari, ale nam jej zamkowy dom wydał się cokolwiek ponury, zwłaszcza w porównania z Wawelem. No cóż nie widzieliśmy komnat. Pewnie były – a może nadal są - bajkowo piękne.


Zamek w Bari

Jeszcze jedno spojrzenie na dom królowej Bony
Pamiętamy też bazylikę pod wezwaniem św. Mikołaja. Właśnie w  tym kościele polska królowa została pochowana. Nie nacieszyła się na starość ciepłem południowej Italii. W rok po powrocie do Włoch, w 1557, została otruta przez człowieka, któremu zawsze ufała, przez swojego dworzanina, Giana Lorenzo Pappacodę. Paradoksalne jest to, że Bona w Polsce uważana (niesłusznie) za przebiegłą osobę usuwająca z drogi przy pomocy trucizny niewygodne osoby, sama padła jej ofiarą. A wszystko przez Habsburgów i oczywiście należne królpowej pieniądze, których zwrotu od Hiszpanów domagał się kilka lat temu jeden z członków, jednej z polskich partii politycznych. Ale to historia na zupełnie inne opowiadanie.


Romańska bazylika pod wezwaniem św. Mikołaja w Bari
tu przechowywane są relikwie św. Mikołaja
Po cichutku, bo właśnie trwał ślub, weszliśmy do Bazyliki pod wezwaniem św. Mikołaja. Jej patron to paradoksalnie jeden z najbardziej i jednocześnie najmniej znanych świętych. Już wyjaśniamy dlaczego. Uśmiechnięty dziadek z białą brodą i workiem prezentów na plecach, odwiedzający nas w Boże Narodzenie, na co dzień mieszkający zaś w Laponii, to wykwit angloamerykańskiej kultury, ale Mikołaj wkładający do naszych skarpet prezenty 6 grudnia to już prawdziwy święty, nijaki Mikołaj z Miry, tajemniczy człowiek żyjący podobno na przełomie III i IV wieku i będący biskupem. Szósty grudnia to podobno data jego męczeńskiej śmierci. Sporo tych podobno, ale taki to święty. W średniowieczu opisywano wprawdzie kiedy i jak żył, ale z czasów jego życia nie ma żadnych wzmianek. Nie wspominają o nim nawet dokumenty z soboru nicejskiego, chociaż podobno w 325 roku w nim uczestniczył. Do VI wieku o Mikołaju nie pisał literalnie nikt, ale 200 lat po jego śmierci kronikarze zanotowali, że uratował kilku żołnierz cesarza Konstantyna. Prawda, że tajemniczy ten Mikołaj.
A jak trafił do Bari? Otóż dzięki zapobiegliwości mieszkańców tego miasta. Nikefor z Bari opisał szczegółowo jak to w 1087 roku kupcy z jego rodzinnego grodu przebywający akurat w Antiochii usłyszeli, że ich konkurenci z Wenecji, zamierzają przetransportować ciało świętego do swojego miasta, by motywując to koniecznością ochrony przed zbliżającymi się Turkami. Co zrobili barijczycy? Oczywiście ich uprzedzili. Popłynęli do Miry, zabrali Świętego i przewieźli na południe Włoch. Wenecjanie próbowali wprawdzie przekonać świat, że prawdziwe relikwie sami odnaleźli i przywieźli do  Wenecji kilkanaście lat później, ale nikt im nie uwierzył. Święty Mikołaj „zadomowił się” w Bari na dore, wybudowano mu wspaniałą bazylikę, która jest dzisiaj najważniejszym sanktuarium tego świętego na świecie. 

Wejście do bazyliki
Polska władczyni pochowana jest w bazylice za ołtarzem. Nagrobek przedstawia już leciwą królową, klęczącą w trakcie modlitwy. Towarzyszą jej dwaj biskupi św. Mikołaj patron Bari i św. Stanisław patron Polski. I zaskoczenie: wizerunek Bony nie przypomina brzydkiej kobiety z popularnych w naszym kraju obrazów. To raczej szczupła, starsza pani. Oj, nie lubiliśmy jej w kraju, nie lubiliśmy. A szkoda, bo to była mądra osoba.


Bazylika w Bari

Św. Mikołaj w bazylice w Bari
Za ołtarzem widać nagrobek królowej Bony
Wstrętny i zdradliwy Pappacoda nie zadbał oczywiście o godny pochówek wieloletniej mocodawczyni. Zrobiła to dopiero 36 lat później jej córka Anna Jagiellonka wystawiając nagrobek, który dzisiaj możemy podziwiać.


Kobiety w Bari na ulicach suszą makaron...

Snując się zalanymi słońcem, ciasnymi uliczkami starego Bari co raz natrafialiśmy na suszący się, rozłożony na swego rodzaju stojakach z sitami, domowy makaron. Z ciekawości podeszliśmy do dwóch, siedzących przy wyrabianiu tego specjału, włoskich matron. Urywały po malutkim kawałeczku ciasta i naciskając palcem o stolnicę robiły rodzaj niewielkiej muszelki. Właśnie takie kluseczki suszyły się obok na słońcu. Miłe Włoszki bardzo słabo znały angielki, ale tłumaczęyliśmyim na ile to możliwe, że nasze grandmothers rozwałkowywały ciasto na cienki placek, zwijały w rulony i cięły nożem na drobny makaron: ciach, ciach, ciach. Raczej pokazywaliśmy niż tłumaczyliśmy, bo jak technologię produkcji polskich, domowych klusek do rosołu przekazać po włosku. Ale nasze rozmówczynie były bardzo zainteresowane. Pytały skąd jesteśmy. Polonia - odpowiedzieliśmy. Aaaa, Bolonia. Panie pokiwały ze zdziwieniem głowami. Do dzisiaj pewnie myślą, że w Bolonii makaron robi się metodą ciach, ciach, ciach.

... i również robią go na ulicach
Wąskie uliczki Bari były – mimo słonecznego przedpołudnia – puste. Żadnych turystów. Zagłębiając się w ich labirynt pomyślaleliśmy, że samotna kobieta, może poczuć się tu nieswojo. Tym bardzie, że na kempingu ostrzegano nas przed kradzieżami. Przemiły właściciel pola namiotowego ostrzegał, by w żadnym wypadku nie parkować na ulicy i nie zostawiać nic na widoku w aucie. No cóż.


Zaułki w Bari

Życie w Bari
Uwielbiamy Włochy, niezapomnianą atmosferę tamtejszych miast, ich liczne zabytki i oczywiście sympatycznych, zawsze wyciągających do przybyszów pomocną dłoń, mieszkańców Itali. Podróż do tego kraju to zawsze dobry pomysł. 



2 komentarze:

  1. Ładne zdjęcia, zachęcające do odwiedzin tego klimatycznego miasta. Widziałam wiele włoskich miasteczek ale bardziej od połowy na północ. Chyba czas pomyśleć o południowych Włoszech. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za uznanie. Bardzo polecamy południowe Włochy. Tereny biedniejsze, ale ludzie przesympatyczni. Jeśli zaplanujesz wyjazd do południowej Italii służ
    ymy radą. Pozdrawiamy i życzymy Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń