poniedziałek, 13 lutego 2017

Albania – kogo i co można spotkać w drodze i na drodze


Siedzimy z Andrzejem na kanapie patrząc na zaśnieżony i mroźny świat za oknem. Uwijające się przy karmniku sikory dzielnie walczą o ziarna słonecznika z dużo większymi sójkami. Podziwiamy ptasi świat i wspominamy nasz ubiegłoroczny wyjazd na Bałkany. Wiele dni, wiele kilometrów i wiele krajów, a wśród nich ten, którego byliśmy najciekawsi.


Albańskie bunkry są sławne i jest ich sporo, ale obrastająca je trawa jest coraz wyższa
Albania, mały kraj, kojarzący się z długoletnią izolacją, dyktatorem Hodżą, biedą, złymi drogami, podobno wszechobecną mafią i korupcją nam się bardzo spodobał. To, bowiem także kraj pięknych kobiet, przystojnych facetów, przemiłych, dumnych i przedsiębiorczych ludzi, mało znanej historii, setek bunkrów, z których zrobiono turystyczną atrakcję i islamu, który (gdyby nie stroje części kobiet i wyrastające z krajobrazu minarety) nie byłby w ogóle zauważalny.
Jest to też kraj, w którym cały czas czuliśmy się bezpiecznie - nawet odwiedzając biedne i zaniedbane peryferie miast.

Różnego rodzaju środki transportu można spotkać w Albanii. Czterokopytne...
... i dwukołowe.
To kraj, który wyrwawszy się z łap dyktatury każącej wielbić jedynie słuszny ustrój i najwspanialszego przywódcę, próbuje szybko nadrobić zmarnowane lata i doszlusować do Europy. Że nie wszystko od razu? Że mają nadal różne problemy? Normalka. W Polsce wielu rzeczy do dzisiaj nie zmieniliśmy, zwłaszcza w ludzkiej świadomości.
*  *  *
Wjechaliśmy z Grecji do Albanii przez stosunkowo nowe przejście graniczne Qafe Bote – Sagiada Mavromati. Niewielkie, ale nowoczesne. Polecamy, bo jest stosunkowo rzadko uczęszczane. Jeśli ktoś wracając z Grecji chce odwiedzić Sarandę i Butrint – to nie ma lepszego miejsca do przekroczenia granicy. Niestety od helleńskiej strony dojeżdża się tam asfaltowymi, ale wąskimi, lokalnymi, prowadzącymi przez pustkowia drogami.


Droga łącząca przejście graniczne z Sarandą jest na prawdę dobra...
... ale w samej Sarandzie jest bardzo ciasno.
Ładna brunetka w eleganckim mundurze albańskiej straży granicznej, mówiąca biegle po angielsku, sprawdziła paszporty i życzyła nam miłego pobytu w jej kraju. Wszystko oficjalnym, pozbawionym wszelakich uczuć tonem, jakiego używają pogranicznicy w całej Europie. Nasz załadowany po brzegi Forduś nie wzbudził zainteresowania.


Ulice albańskich miast bywają bardzo zatłoczone
Samochody i inne pojazdy parkują gdzie się da. Pół biedy jeśli ulica jest szeroka.
Od granicy do Sarandy prowadzi wygodna, szeroka, nowa szosa. Gładziutka jak stół. Piękna i pusta. Żeby tak w Polsce wszystkie takie były. A tyle złego nasłuchaliśmy się, o jakości tutejszych dróg. Witaj Albanio.


Uczestnicy albańskiego ruchu drogowego mają nie tylko koła, ale też nogi. Czasem dwie, czasem cztery.
Saranda. Nie wygląda na biedne, zacofane miasto.
Albania to państwo, które jeszcze kilkanaście lat temu było odizolowane od reszty Europy, rządzone przez dyktatora Hodżę, którego wizerunek, jako swoista atrakcja umieszczany jest dzisiaj na pamiątkowych kubkach dla turystów, państwo, z którego nie wolno było wyjechać, w którym budowano tysiące bunkrów na wypadek imperialistycznego ataku. Dzisiaj jest w tym kraju jeszcze wiele biedy. W miastach straszą bloki z minionej epoki w stylu gorszym niż nasz, krajowy „późny Gomułka”, brudne, zaniedbane, obdarte z farby, a czasami i tynku, niczym kamienne slumsy „atakujące” turystę swoim widokiem. Ale Albania to też nowoczesne, apartamentowce i wspaniałe hotele. Ich liczba i wielkość bardzo nas zaskoczyła. Tego się nie spodziewaliśmy. Są nie gorsze niż na Francuskiej Riwierze. Nie jest to wprawdzie efekt gwałtownego wzbogacenia się Albańczyków, ale rosnącego zainteresowania tym krajem zachodnich (mówi się też, że mafijnych) inwestorów, ale widok już użytkowanych i nadal budowanych hotelowych gigantów, na przykład w Sarandzie, wprost zapiera dech w piersiach. Tylko drogi przez miasta pozostały stare. Często wąskie, zapchane autokarami i samochodami, pozbawione odpowiedniej liczby miejsc parkingowych. No, ale zamiast krytykować przyjrzyjmy się polskim, wielkim osiedlom mieszkaniowym i dróżkom, którymi starają się z nich codziennie wydostać kierowcy.


Albańskia wioska przy drodze, na wybrzeżu 
Po kilku godzinach jazdy przez Albanie, takie spotkanie na drodze przestało na nas robić wrażenie
Wjazd na Przełęcz Llogara

Albańskie drogi – czy się ich obawiać?

Tego obawialiśmy się najbardziej. Jak nasz, starawy w końcu, Forduś wytrzyma podróż po albańskich, koszmarnych podobno, drogach? Czytaliśmy o tym na internetowych forach, słyszeliśmy opowieści osób, które w Albanii były. I rozczarowaliśmy się na plus. W ostatnim czasie Albańczycy zainwestowali w drogi. Wiele z nich ma nową nawierzchnię, są poszerzone, naprawdę dobre. Oczywiście dotyczy to zachodniej, czyli nadmorskiej, intensywnie rozwijającej turystykę, Albanii. W interiorze, zwłaszcza w górach jest inaczej, drogi są polne lub szutrowe. Ciągle jeszcze jest dziko, ale podobno uroczo. Nie byliśmy, ale się wybieramy.


Droga na Przełęcz Llogara jest wygodna i bezpieczna...
... a widoki - bajka
Przed Przełęczą Llogara natknęliśmy się na taką budowlę. Miły Albańczyk, właściciel widocznych na zdjęciu osiłków i mułów objaśnił, że kiedyś stacjonowało tu wojsko i był zakaz wstępu, a teraz jest demokracja, wojska nie ma i można chodzić.
Jednak nie drogi są naszym zdaniem komunikacyjnym problemem w Albanii, lecz ich użytkownicy. Andrzej, którego doświadczenie za kierownicą jest ogromne, który przejeździł po Europie i krajach arabskich tysiące kilometrów radzi: jeśli jesteś początkującym lub niezbyt doświadczonym „drajwerem” odłóż podróż do Albanii własnym autem na później, albo bardzo uważaj na drodze. Dlaczego?


Drogowe serpentyny wiodące na Przełęcz Llogara...
...i  powstające przy tej drodze eleganckie parkingi
Albańska, podmiejska ulica jest ruchliwa i tłoczna
W Albanii jest dużo nowych arterii komunikacyjnych, ale mentalność mieszkańców tego kraju jest jeszcze stara. Autostradę można wybudować w kilka lat, ale tego, co jest w głowach Albańczyków, ich przyzwyczajeń, w kilka lat się nie zmieni. Spotykali się dawniej z sąsiadami na ulicy, po drogach pędzili stada swoich zwierząt, – dlaczego dziś mieliby tego nie robić? Trakty wprawdzie nie są już polne i szutrowe tylko asfaltowe, ale to dla nich nadal te same trakty. Dlatego właśnie stado kóz pędzone przez pasterza po autostradzie pod prąd to nic nadzwyczajnego. Wyjazdy z domowych podwórek wprost na autostradę to norma. Trzeba na to uważać i o tym pamiętać.


Kozy - w Albanii, podobnie jak w Grecji są normą. Chcesz jeść fetę, musisz oglądać kozy.
Drogi zachodniej Albanii.
W Sarandzie nowe hotele usiłują wcisnąc wszędzie.
Zwierzęta hodowlane wybiegające nagle z krzaków lub zbiegające ze wzgórza na szosę to też w Albanii częsty obrazek (w Grecji też). Przez kilka dni jazdy po tamtejszych drogach natknęliśmy się na biegające luzem i bez opieki: osły, konie, krowy, kozy, owce i nawet jedną, łaciatą, nieźle podtuczoną świnkę. Lazło to „towarzystwo” przed naszym samochodem spokojnie, nie płosząc się niczym, nie stresując samochodowym warkotem. Wyraźnie do motoryzacji przyzwyczajone są bestie. My, mieszkańcy Unii Europejskiej, od wolnej hodowli już odwykliśmy, więc trzeba o tej albańskiej specyfice pamiętać. Człowiek na osiołku to też częsty obrazek. Są to bardzo malownicze widoczki, ale na pewno stwarzają zagrożenie w ruchu. Taki kraj. Chcesz go odwiedzić – zaakceptuj.

W Szkodrze, na rondzie są ławeczki
Albania zachodnia
Pasy na jezdni - jak widać nie są niezbędne.

Również w albańskich miastach trzeba bardzo uważać.

Kierowcy i piesi ruch drogowy traktują troszkę inaczej niż my, a stosunek do przepisów jest tam po prostu luzacki. Można powiedzieć, że prawo o ruchu drogowym mają europejskie, ale starają się by im zbytnio w codziennym życiu nie przeszkadzało. Powszechny jest na przykład widok samochodów parkujących na pasie ruchu, „na drugiego” (wszystkie miejsca przy krawężniku są zajęte, a gdzieś stanąć trzeba). Nikomu, nawet tamtejszej policji to nie przeszkadza, nikt się nie stresuje nawet, jeśli wywołuje to zator na drodze. Byliśmy w Sarandzie (droga przez miasto jest tam wąska i zatłoczona) świadkami sytuacji, w której kierowca taksówki zaparkował na środku pasa drogowego (przy krawężniku wszystkie miejsca były zajęte) i rozparty w fotelu gadał przez telefon. Za nim tłoczyły się turystyczne autokary, próbując go wyprzedzić na pełnej aut drodze. Stali, czekali, nikt nawet nie zatrąbił. Taki kraj.


Krowy...
...osiołki...
... i jeszcze osiołki...
... o.. i pan z osiołkiem
Czyżby samotna krowa w górach...?
Tak, to samotna krowa w górach.
Oooo, wcale nie samotna...
... i jest też owieczka.
W Szkodrze jest rondo, ładne i wyraźnie nowe. Nie wiedzieć jednak, po co na owym rondzie postawiono wypoczynkowe ławeczki. Przecież – przynajmniej teoretycznie - pieszy nie ma tam wstępu. To szkoderskie rondo, to jedyne miejsce w Albanii, w którym andrzejowe nerwy, jak to się zwykło mawiać, puściły. Wiązanka, którą puścił nie nadaje się do publikacji. Co go tak zdenerwowało? Tłok na rondzie – nie. To, że pasy wyznaczone na jezdni nikogo nie obchodzą, każdy jedzie „na skróty” – też nie. Rowerzysta lawirujący między autami, usiłujący przejechać rondo w poprzek i na skróty, w dodatku pod prąd – to jeszcze wytrzymał. Dwie starsze panie obładowane siatkami pełnymi zakupów z pobliskiego bazaru idące w poprzek ronda – tak, ale dopiero, gdy na środku jezdni zatrzymały się i zaczęły wymieniać ploteczki. Taka jest Albania.


Albańska ulica...
...bywa niezbyt wygodna...
... a pojady najróżniejsze, ale stacje benzynowe są takie jak u nas.

Dziurawe, albańskie drogi – prawda czy mit?

I prawda i mit – tak można na to pytanie odpowiedzieć jednym zdaniem.

Główne drogi, łączące miejscowości turystyczne są już w większości nowe. Na przykład nadmorska trasa prowadząca z Sarandy do Vlore przez Przełęcz Llogara. Niezwykle malownicze serpentyny wspinają się na wysokość blisko 1030 m.n.p.m. Jeden z piękniejszych widoków w Europie. Jeszcze kilka lat temu dobry asfalt był tylko na zakrętach tej powstałej w latach dwudziestych ubiegłego wieku drogi – tak przynajmniej mówił nam spotkany Albańczyk. Dzisiaj droga jest nadal stroma (to przecież Góry Cika), ale dobra i bezpieczna.
Inna sprawa to podmiejskie ulice w większości miast, w których byliśmy. Wielkie wyrwy w asfalcie i dziury, w których można bez problemu zostawić koło to nadal norma. Trzeba uważać. Nam zdarzyło się omijać nawet studzienki kanalizacyjne bez pokryw. Jeszcze raz przypominamy – po prostu trzeba bardzo uważać.


Są też w Albanii eleganckie arterie - jak wszędzie.
I eleganckie ulice - jak wszędzie
I już na koniec. W Albanii byliśmy tydzień. Przejechaliśmy drogami zachodniej Albanii kilkaset kilometrów. Nie widzieliśmy żadnej, podkreślamy, żadnej kolizji drogowej. Nikt na nas nie zatrąbił, nikt nam nie wygrażał zza samochodowego okna, nikt nas nie poganiał na drodze. Taki kraj.


Pojazd czterokopytny na drodze


Oczywiście wszystkie nasze uwagi o jakości albańskich dróg dotyczą Albanii zachodniej. Interior to już inna sprawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz